piątek, 17 października 2014

4. Jesteś jak wszystkie inne.

W przypadku pytań, zapraszam: http://ask.fm/vivienne_pl

_________________________________________


Wieczór mijaj mi szybko. Zapomniałam o Patricku i Meg i skupiłam całkowicie swoją uwagę na Justinie, który rozmawiał ze mną jak z kumplem i nie próbował więcej mnie ''podrywać''. Choć sama nie wiem, czasem zdarzyło mu się zahaczyć ręką o moje ramię, albo kolano. To chyba się zdarza prawda?

Byłam już po paru głębszych i chyba lekko przesadziłam bo z tłumu ludzi, w moich oczach zrobił się jakiś pieprzony stadion ludzi.

Poczułam jak palce owijają mi się wokół nadgarstka kiedy chciałam sięgnąć po kolejny kieliszek z tequilą.

- Myślę, że już wystarczy. - usłyszałam głos, który się przebijał przez muzykę w pubie.

Odwróciłam się w stronę głosu i zamrugałam oczami, aby wyraźniej widzieć.

- Nie tobie o tym decydować. - wyrwałam rękę i wypiłam zawartość kieliszka.

Czułam, że to za mało. Czułam, że muszę wziąć coś co mam ukryte w domu.
Wstałam ze stołka potykając się, jedną ręką próbując złapać lady, ale mi się wyślizgnęła i wiedziałam, że za chwilę moja twarz przywita się z podłogą. 

W połowie jednak poczułam ręce owinięte wokół mojego tułowia, które podniosły mnie
do pozycji stojącej. Aktualnie mnie to nie obchodziło, więc próbowałam zrobić krok na przód, ale ręce wciąż mnie trzymały.

- Możesz mnie już puścić. - wybełkotałam i chyba tego nie zrozumiał bo się dupek zaśmiał nie puszczając mnie. - Puść mnie. - ponowiłam próbę.

- Chodź. - przeszedł na moją prawą stronę, zdejmując jedną rękę, za to wzmacniając uścisk drugiej, która wciąż mnie trzymała. - Odprowadzę Cię do domu.

- Nie trzeba prowadzić mnie za rękę, sama trafię. - nawet nie wiem czy to usłyszał, bo wyprowadził mnie na zewnątrz, zabierając wcześniej nasze rzeczy.

- Gdzie mieszkasz?- zapytał, nawet na chwilę nie puszczając mnie.

- Gdzieś tam. - wskazałam ręką przed siebie i po chwili zaczęliśmy iść w tamtą stronę. 

Nie chcę żeby szedł do mnie. Nie chcę żeby zobaczył moje mieszkanie. Nie chcę żeby zobaczył co mam zamiar zrobić.

Po chwili ledwo co idąc i potykając się co jakiś czas zobaczyłam, że jesteśmy pod kamienicą, w której mieszkam.

Albo jakimś magicznym cudem wiedział gdzie mieszkam, albo jest jasnowidzem. A co jeśli jest magikiem i za chwilę zniknie?

Zdecydowanie za dużo wypiłam.

- Tu mieszkam, dzięki. - wyrwałam się i próbowałam odejść i prawie mi się udało, gdyby nie drzwi z którymi się zderzyłam i upadłam na ziemię. 

Usłyszałam śmiech i nie wytrzymałam. 

- Co cię tak bawi? Nigdy nie widziałeś pijanej dziewczyny? - udało mi się złożyć chyba sensowne zdanie.

- Często się upijasz? - powiedział przez śmiech.

- Właściwie to nie trzeźwieje. - i to była prawda, ale może nie koniecznie o alkohol mi chodziło.

Poczułam jak moje ciało się podnosi a chłopak przerzuca mnie sobie przez ramię. Nie wyrywałam się bo nie widziałam sensu. Przynajmniej nie musiałam spadać po schodach, wchodząc samej.

- Które drzwi? - usłyszałam pytanie. Wiedział, które piętro ale nie wie które drzwi?

Wskazałam ręką i poczułam rękę na tyłku.

- Jak chcesz mnie zmacać to chociaż zapytaj. - kulturalniej by było.

- Nie chcę, szukam kluczy. - auć, to zabolało.

Po chwili znalazł i otworzył drzwi mojego mieszkania od razu kierując się do pokoju, co nie trudno było znaleźć gdyż jest tylko jeden. Tak, Rebecca nie wynajęła mi luksusów.

Położył mnie na łóżku i zdjął buty. Zaczął mi rozpinać spodnie, ale w porę się otrząsnęłam i podniosłam do pozycji siedzącej.

- Co robisz? - wydaje mi się, że oddech mi przyspieszył. 

- Wyciągam twój telefon z kieszeni, żeby było Ci wygodniej. - zaśmiał się. 

Czyli on mi nie odpinał spodni? Co się ze mną dzieje. Spojrzałam na niego a on faktycznie odkładał mój telefon na stół. 

Wstałam z łóżka i ciężkim krokiem udałam się do komody. Wyciągnęłam woreczek i szybkim ruchem schowałam go do kieszeni.

- Muszę do łazienki. - powiedziałam i odeszłam. Usiadłam w łazience na brzegu wanny i wciągnęłam jedną kreskę. Po chwili drugą. Otarłam nos ręką i chciałam wstać kiedy w progu zobaczyłam Justina.

- Moje przypuszczenia były słuszne. - już się nie śmiał. Założył ręce na piersi i wpatrywał się we mnie.

- Jakie? - jak dobrze dragi na mnie działają. Poczułam się trzeźwiejsza i lżejsza. I dlatego lubię łączyć alkohol z  dragami. Co prawda nie zawsze tak działa, bo w większości odpływam, ale ten stan lubię bardziej.

- Że bierzesz narkotyki. - wszedł do łazienki i stanął przede mną.

- Co Cię w ogóle to obchodzi? - podniosłam się z miejsca i staliśmy na równi.

- Nie obchodzi. Po prostu za każdym razem gdy Cię spotykam jesteś naćpana. 

- I co w związku z tym? - niech już skończy.

- Nic. Jesteś fajną dziewczyną, ale zrobiłaś z siebie.. - zatrzymał się. - to coś. - wskazał za mnie.

Więc jestem ''to coś''? Dupek.

- Myślę, że musisz już iść. - wyminęłam go i skierowałam się do kuchni zapalając papierosa. Nie będę mu pokazywać, jak bardzo mnie obraził. Nie będę się rzucać i kłócić.

Po spaleniu fajki poszłam do pokoju w którym Justin siedział na fotelu. Czego on chce? 

Zignorowałam go i położyłam się w łóżku, przykrywając kołdrą. Nie przejmowałam się tym, że jestem w ubraniach, ani tym że praktycznie obcy chłopak siedzi mi w mieszkaniu. Nie obchodziło mnie to w tamtym momencie.


....



Obudziłam się z okropnym bólem głowy i o dziwo głodna. Bałam się podnieść powieki i ocenić straty w mieszkaniu. Nie pamiętam zbyt wiele po dotarciu, ale podejrzewam, że mogłam go zdemolować. Znowu.

W chwili gdy miałam zamiar przewrócić się na plecy i ocenić straty usłyszałam głos dochodzący z kuchni. Podniosłam się do pozycji siedzącej i od razu tego pożałowałam. Głowa mi pękała, ręce się trzęsły, miałam przyspieszony oddech i spocone ciało. Głód. 

Rozejrzałam się dookoła i ze zdziwieniem dostrzegłam, że jest czysto. Odkryłam kołdrę i zobaczyłam, że jestem w ubraniu.

I wtedy usłyszałam już wyraźnie głos Justina z kuchni.

- Tak.. Nie martw się, nie długo będę.. Nie wiem dokładnie.. Tak, ja też. - z tego co wywnioskowałam to rozmawiał przez telefon, tylko dlaczego w moim mieszkaniu?

Wstałam i szybkim krokiem udałam się do kuchni, w której Justin jak gdyby nigdy nic siedział sobie na stołku, pijąc kawę i paląc papierosa.

- Co tu robisz? - spytałam od razu.

- Mieszkasz sama? - zapytał ignorując moje pytanie.

- A nie widać? Co tu robisz? - ponowiłam pytanie.

- Nie chciałem wracać w nocy i zanim zapytasz, spałem na podłodze. - cóż, nie ważne i tak spał u mnie.

Patrzyłam jeszcze przez chwilę na niego, po czym skierowałam się do łazienki.
Wykonałam podstawowe czynności i wróciłam do pokoju mając nadzieję, że Justin już sobie poszedł.

Myliłam się, stał obok komody przyglądając się jedynemu zdjęciu jakie posiadam z czasów gdy byłam dzieckiem. Zwykle leży gdzieś schowane na dnie. Nie lubię na nie patrzeć, bo przypominają mi się czasy o których wolałabym zapomnieć.

Justin słysząc moje kroki odwrócił się ze zdjęciem w ręku i się uśmiechnął.

- To ty? - wskazał na dziewczynkę z krzywo obciętymi i skręconymi włosami w pomiętym ubranku.

- Tak. - odpowiedziałam i wyrwałam mu fotografię z ręki, wkładając ją do szuflady.

- Urocza byłaś. - przybliżył się do mnie tak, że nasze ciała były blisko siebie. - Cóż nadal jesteś. - szepnął przysuwając się jeszcze bliżej mnie.

Nie odpowiedziałam. Nie musiałam. Tak na prawdę w myślach widziałam jak zdzieram z niego ubrania. Nie ukrywam, był przystojny.

Patrzył mi prosto w oczy nie poruszając się. Nic nie robiąc a ja? Ja już nie mogłam wytrzymać.
Może wydawałam się w tym momencie łatwa, ale to mnie nie obchodziło. Taka byłam i niech myśli co chce. 

Miałam tylko nadzieję, że też tego pragnie.

Złapałam końce swojej koszulki, ściągając ją ze swojego ciała. Zostałam w samym staniku i spodniach a on wciąż patrzył mi w oczy. Nie wykonał żadnego ruchu, nawet nie spojrzał na moje ciało, ciągle patrząc mi w oczy.

Przybliżyłam swoje usta do jego. Chciałam go pocałować. Chciałam być całowana przez niego. 

Kiedy już przyłożyłam usta i chciałam nimi poruszyć, odepchnął mnie. 

Zmarszczyłam w dezorientacji brwi.

- Ubierz się. - powiedział stanowczo, dalej patrząc mi tylko w oczy.

- Nie chcesz? - zdziwiłam się.

- Nie. - Nie? 

Czego ja się spodziewałam? Że każdy kto na mnie spojrzy będzie mnie pragnął? Przeliczyłam się.
Zabolało mnie to. Przez chwilę stałam bez ruchu, totalnie w szoku. Odrzucił mnie, on mnie nie chce.
Chwyciłam z podłogi koszulkę i z powrotem ją nałożyłam. Nie chciałam na niego patrzeć. Poczułam się żałośnie. Jak nic nie warta osoba. 

- Idź już. - szepnęłam nie patrząc na niego.

- Nie zostałem tu, żeby Cię przelecieć. - powiedział, wkurzony?

- Idź już. - powtórzyłam nieco głośniej.

- Myliłem się co do Ciebie, jesteś jak wszystkie inne. - warknął odwracając się i odchodząc.

A ja jeszcze chwilę stałam i byłam rozczarowana. Podałam mu się jak jakaś dziwka. Mógł mnie przelecieć a on po prostu mnie odepchnął.

Jestem idiotką. Zrobiłam z siebie pośmiewisko. Myślałam, że tego chcę. Jak każdy chłopak, którego poznawałam.

Miałam ochotę się naćpać, zostawić to za sobą, ale wiedziałam że nie zostało mi dużo. Nie miałam pieniędzy, więc nie mogłam sobie pozwolić na kupno następnej działki. Musiałam oszczędzać.
Jedzenie. Może jedzenie odgoni głód narkotykowy.


......


Przez kolejne dni nie wychodziłam praktycznie z domu. 

Skończyły mi się pieniądze, zaczął się sierpień, a wczoraj przyszło wypowiedzenie.

Mam miesiąc na wyprowadzkę. Miesiąc do rozpoczęcia roku w szkole. I dwa miesiące do 18 lat. 

Reasumując; za miesiąc będę bezdomną, która będzie musiała chodzić do szkoły, no chyba że wcześniej umrę z głodu. Nie miałam żadnego pomysłu co mam zrobić, co się stanie dalej.

Cotton jest małym miasteczkiem, więc nie miałam szans na znalezienie pracy przez liczne wizyty na komisariacie z powodu narkotyków.

Ze względu na moją niepełnoletność Rebecca zawsze mnie wyciągała. Wierzyła w historyjki ''to nie było moje'', albo jej to nie obchodziło więc dawała mi spokój.

Teraz jestem skończona.

Moje przemyślenia przerwało ostre pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się kto tak bardzo chce się ze mną spotkać. Wstałam z łóżka i szybko je otworzyłam.

Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy do środka wszedł zły Dan. Bardzo zły Dan. Kurwa.

- Dług. - wyciągnął rękę w moją stronę i zacisnął zęby.

- Dan ja.. - nie skończyłam mówić kiedy poczułam pchnięcie na ścianę i zaciśnięte palce na mojej szyi.

Zaczęłam się dusić i odpychać go rękami, ale to nic nie dawało bo on bardziej zaciskał palce.

- Masz czy nie? - wysyczał mi w twarz.

Pokręciłam przecząco głową i chwilę później puścił moją szyję uderzając mnie z pięści w twarz. 

Jęknęłam z bólu i upadłam przed nim na kolana, jedną ręką przytrzymując się podłogi a drugą trzymając na bolącym policzku. Odsunęłam dłoń i spojrzałam na krew widniejącą na niej. Chciałam wstać, ale poczułam jak kopie mnie w brzuch. Upadłam całkowicie na podłogę a on kopnął mnie jeszcze dwa razy w żebra. 

Czułam jakbym miała za chwilę umrzeć. Nigdy nie widziałam jeszcze żeby Dan był tak wściekły. 

Owszem zdarzyło mi się nie płacić już długów, ale Dan odbierał go inaczej, jeśli wiecie co mam na
myśli. Nie oceniajcie mnie. Nigdy mnie nie pobił.

Poczułam jak ciągnie mnie za włosy i podnosi z podłogi.

- Wiesz co się dzieje jak ktoś nie płaci długów? - warknął.

Przytaknęłam głową nie zdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa przez ból, który czułam w swoim ciele.

- To była nauczka. Za kilka dni Cię odwiedzę ponownie. Jak nie będziesz miała pieniędzy nie będę już taki łagodny jak dzisiaj. - łagodny? Co za kutas. Skatował mnie i mówi, że był łagodny. 

Puścił moje włosy i pchnął ciało, które z powrotem upadło na podłogę z hukiem.

- Głupia suka. - słyszałam jeszcze jak wychodził i trzasnął drzwiami a po tym po prostu odleciałam. 

Albo zemdlałam, albo umarłam.


__________________________________________________

Czy mogę prosić o radę czy coś zmienić, czy może dodać? ;)



2 komentarze:

  1. Bardzo lubię to opowiadanie. :) Piszesz w bardzo odpowiadającym mi stylu. Nic dodać, nic ująć. Rozdział wspaniały. Z niecierpliwością czekam na następny :) @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, to wiele dla mnie znaczy, że czytasz i Ci się podoba ;)

      Usuń

Zabraniam kopiowania treści bloga!