wtorek, 23 grudnia 2014

13. Bo mi zależy.

W przypadku pytań, zapraszam:


________________________________________________________________


Otworzyłam oczy i zobaczyłam białe ściany, białą pościel i okno. Miałam podłączoną kroplówkę, ale dalej nie wiedziałam jak się tam znalazłam. Wiedziałam jedno, że ból odszedł i czuję się znacznie lepiej.

Leżałam jakieś 10 minut i do sali weszła pielęgniarka w starszym wieku. Może przesadzam, ale miała ok 40 lat, rude krótkie włosy i ciągnęła wózek z lekami za sobą.

- Dzień dobry słoneczko. - uśmiechnęła się. Cóż za entuzjazm.

- Dzień dobry. Co ja tu robię? - spytałam, kiedy odłączała mi kroplówkę.

- Leżysz kochanie. Twój chłopak Cię przywiózł. Swoją drogą niezły chłopak. - puściła mi oczko.
Chłopak? Ja nie mam chłopaka.

- Ale co mi jest? Czemu tu jestem? - coraz bardziej zaczynało mi się to nie podobać.

- Zasłabłaś, chłopak się martwił i słusznie. Niedługo przyjdzie doktor i wszystko Ci wyjaśni. - ta kobieta zdecydowanie za dużo się uśmiecha i mnie wnerwia. 

Wyszła i zostawiła mnie dalej w niewiedzy. Całe szczęście nie musiałam długo czekać bo chwilę później do sali wszedł doktor.

- Witam, nazywam się Antony Forbes. Jak się czujesz młoda damo? 

Mężczyzna był niski i przy kości. Miał zmarszczki i na moje oko ponad 50 lat. Na nosie miał okulary, na szyi przewieszony stetoskop a do ręki wziął moją kartę pacjenta, która była przewieszona w nogach łóżka.

- Co mi jest? - wciąż nie wiedziałam bo pielęgniarka mnie zbyła a niewiele pamiętam.

- Ma panienka ostre zapalenie jajowodu. Nie zagraża życiu, występuje u co 4 kobiety, ale niewyleczenie może spowodować bezpłodność. - cóż, na to za późno. - Ponadto przy badaniu zauważyłem rozległe obrażenia w okolicy narządów płciowych i pęknięte żebro. Nie wspominając o siniakach... w wielu miejscach. - zmrużył oczy.

Świetnie i co mam odpowiedzieć?

- Skąd się wzięło to zapalenie? - nie wiem co to, nigdy nie wiedziałam nic o chorobach, tym bardziej kobiecych.

- Przedostanie się bakterii do pochwy jest możliwe nawet podczas stosunku. Często jest to też nie dbanie o higienę intymną, czy w przypadku częstego zmieniania partnerów do aktów seksualnych. Proszę się nie obawiać. leczy się antybiotykami. Nic panience nie będzie, ale martwi mnie coś innego. - przyjrzał mi się uważnie.

- Co takiego? - sama nie wiem czy chciałam to wiedzieć.

- Posłuchaj dziecko, poza zapaleniem twoje obrażenia są poważnie. Nie wolno ich ignorować, dlatego musisz być ze mną szczera. - przerwał na chwilę. - Czy ktoś Cię skrzywdził?

- Nie! - odpowiedziałam szybko co było chyba błędem, bo lekarz tylko uniósł brew.

- Nie musisz się bać, możesz mi powiedzieć. - podszedł do mnie bliżej i chciał chyba złapać mnie za rękę, ale szybko ją zabrałam.

- Nic mi się nie stało. Po prostu, spadłam z drabiny. - Nie, nie powiedziałam tego. Chciałam się aż roześmiać z mojej głupoty. Spadłam z drabiny.. jestem idiotką. - Kiedy mogę stąd wyjść?

- Myślę, że wieczorem. Ewentualnie zostawimy Cię na noc. Dostaniesz dwa zastrzyki w odstępie czasu 3 godzin i antybiotyki. Przyjdzie też do Ciebie psycholog. - to sobie chyba sam ze sobą porozmawia. - Ah, nie mogłem się skontaktować z twoimi opiekunami prawnymi, potrzebny 
nam podpis do wypisu bo z tego co mówił narzeczony jesteś niepełnoletnia, więc zadzwoń do nich dobrze?

- Za miesiąc będę pełnoletnia, to konieczne? - jeszcze tego mi brakowało. Już zignorowałam wzmiankę o ''narzeczonym'', ale na pewno nigdzie nie będę dzwonić.

- Tak dziecko. - napisał coś na karcie, odwiesił ją i podszedł do drzwi. Złapał za klamkę, ale zanim otworzył drzwi odwrócił się i lekko uśmiechnął. - Jesteś bezpieczna. - i wyszedł.

Nie chciałam tu być. Sama bym sobie poradziła. Co miałam zrobić? Powiedzieć wszystko co mi się stało? Powiedzieć, że Dan mnie gwałcił? Że mnie bił? I po cholerę im ten podpis? Całe życie radzę sobie sama. 

Byłam tak wściekła, że tu jestem, że ten lekarz wie co mi się stało, że marzyłam tylko o działce. 

Najgorsze jest to, że nie miałam skąd wziąć. Pieprzyć to co mówiłam wczoraj. Miałam to w dupie, tylko to mi zostało.

Po godzinie przyszła ta sama pielęgniarka i dała mi zastrzyk. Jeśli mam być szczera był tak kurewsko bolesny, że prawie spadłam z łóżka. Byłam odporna na ból, cóż tak mi się wydawało. Znosiłam wieczną przemoc i nie ruszało mnie to, ale ten zastrzyk był o wiele gorszy. I nie chodziło o samo wkucie igły w ciało, ale o to co ta pielęgniarka wpuszczała. 

Rozchodziło się po całym ciele okropne gorąco, paraliżowało i spinało mi mięśnie. Całe szczęście zastrzyk działał cuda, bo nie czułam żadnego bólu. W żebrach też nie. Czułam jedynie głód.

Leżałam w tym okropnym miejscu, spoglądając w stronę TV, ale nie interesowało mnie to aktualnie było puszczane. 

Usłyszałam pukanie w drzwi. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, a w progu stanął Justin.

- Część, jak się czujesz? - szepnął.

- Po co mnie tu przywiozłeś? - warknęłam. 

To wszystko była jego wina. Przypomniałam sobie, że przyszedł do mnie jak leżałam w łóżku. Domyśliłam się, że to on musiał mnie tu przywieść i byłam na niego okropnie zła. Owszem, ucieszyłam się jak go zobaczyłam, ale wolałabym żeby ze mną posiedział a nie woził po szpitalach. O to nikogo nie prosiłam.

- Miałaś gorączkę, wyglądałaś jakbyś miała umrzeć i zemdlałaś. Jak myślisz co powinienem innego zrobić? - chyba go wkurzyłam, bo ton jego głosy zmienił się o 180 stopni.

- Nie wiem. Pozwolić mi spać, dać tabletkę, posiedzieć ze mną do chuja? Cokolwiek, ale nie przywozić tutaj. - również podniosłam głos. Byłam za bardzo wkurzona, chociaż on chciał tylko dobrze ale w tamtym momencie mnie to nie obchodziło.

Może musiałam się na kimś wyżyć a on był doskonałą i jedyną osobą wtedy.

- Czy ty siebie słyszysz? Widziałem co się stało jak przyszedłem i znalazłem Cię w łóżku zakrwawioną. Już wtedy chciałem Cię zawieść do szpitala, ale odpuściłem. Dzisiaj przeszłaś samą siebie. Co, za dużo dragów, że aż straciłaś przytomność? Przedawkowałaś? - zatkało mnie. Zabolało, chociaż wiedziałam że on widzi we mnie tylko ćpunkę, ale łudziłam się że jest inaczej. 

- Wyjdź! - wrzasnęłam.

- Odpowiedz! Naćpałaś się znowu? - jego twarz zrobiła się czerwona, zęby miał zaciśnięte a jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała.

- Po co mam odpowiadać? Sam wyciągnąłeś wnioski. - skoro tak twierdzi, nie będę zaprzeczać. I tak nie uwierzy.

- Dziwisz się? 

- Idź już. - odwróciłam wzrok. Nie chciałam już na niego patrzeć.

- Czyli co? Mam rację? - uniósł brwi.

- Po twoim wyjściu wczoraj nic już nie wzięłam. Chciałam żebyś zobaczył, że potrafię. - szepnęłam. 

Szatyn nie odpowiedział. Stał nieruchomo z lekko uchylonymi ustami. Jakby nie wiedział co powiedzieć. Pomylił się, ale nie winię go za to. Powiedziałam prawdę tym razem, chciałam żeby już dał mi spokój.

- Zdziwiony? - skrzywiłam się. 

- Przepraszam. - pochylił głowę.

- Co za różnica? Jestem tylko głupią ćpunką. - taka byłam i nie dziwie się, że inni też mnie tak odbierali.

- Nie mów tak. - podszedł do mnie i usiadł na stołku, który stał obok łóżka.

- Sam to przed chwilą zasugerowałeś. - złapał mnie za rękę. Nie wyrwałam jej. Chciałam żeby mnie trzymał.

W odpowiedzi zaczął pocierać kciukiem wierzch mojej dłoni w kojącym geście. Dla mnie to było coś więcej niż słowa. To były jego przeprosiny. W pewnym momencie podniósł nasze dłonie do swoich ust i złożył delikatny pocałunek na każdej mojej kostce. 

Spojrzałam mu w oczy a on tylko uśmiechnął się i znów położył nasze dłonie na łóżku. Nie puścił mnie. Znowu pocierał kciukiem wierzch mojej.

To było miłe.Zrelaksowałam się na tyle ile zdołałam i przymknęłam oczy. Czułam się bezpiecznie.

- Opowiesz mi? - po jakimś czasie usłyszałam głos chłopaka.

Otworzyłam oczy i zmarszczyłam brwi patrząc na niego.

- O czym? - na prawdę nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Nikt Cię nie napadł prawda? Stało się coś gorszego. - spodziewałam się każdego pytania, ale nie tego.

- Nie chcę o tym mówić.

- Musisz mi powiedzieć. Nie mogę znieść myśli, że ktoś mógł Ciebie... że cię.. - nie mógł znaleźć słowa, więc mu pomogłam. I tak wiedział.

- Pobił, zgwałcił? - otworzył szerzej oczy jakby nie wiedział, że właśnie się przyznałam. - To nie było tak. - cóż, nie do końca. - po prostu sama się prosiłam i uderzył mnie raz czy dwa.

- Co? Zwariowałaś? - puścił moją dłoń. - Obwiniasz siebie? Czy ty jesteś normalna? - wstał ze stołka.

- Nic nie wiesz, więc skończ. - i wracamy do punku wyjścia. Znowu się kłócimy. - Co Cię w ogóle to wszystko tak obchodzi. Czemu się w to wszystko mieszasz?

- Bo się martwię. - również na mnie krzyknął. - Bo mi zależy. - dodał ciszej.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Ale wiedziałam, że nie może mu zależeć. Ja go tylko skrzywdzę.

Z niezręcznej ciszy uratowała nas pielęgniarka, która weszła znowu z tym wózkiem.

Popatrzyła wymownie na Justina, później na mnie i puściła mi oczko.

- Ja na początku związku też się kłóciłam, a teraz proszę - 23 lata po ślubie. - zaśmiała się i uniosła dłoń, potwierdzając swoje słowa obrączką.

Ani ja, ani Justin nie zaprzeczyliśmy, że wcale nie byliśmy w związku. Myślę, że w tamtej chwili nie obchodziło nas co inni myślą. Byliśmy w środku czegoś ważnego, ale jestem jej wdzięczna, że uratowała mnie przed dalszą konwersacją.

- Może już dziś będziesz mogła wyjść ze szpitala słoneczko. - tak, nareszcie. - Ale musisz skontaktować się z opiekunem prawnym. Czy doktor Ci mówił, że potrzebny nam podpis do wypisu a panna Black nie odpowiada na nasze telefony? - przygotowywała strzykawkę mówiąc i ruchem głowy kazała położyć mi się na boku.

Jakoś nie dziwi mnie to że Rebecca nie odbiera. Ją też to nie obchodzi, ale nie mam zamiaru do niej dzwonić. Mogę tu zostać ile chcą, skoro tylko za pomocą jej podpisu mogę stąd wyjść. Nie zadzwonię do niej.

Justin nie wyszedł kiedy pielęgniarka robiła mi zastrzyk. Patrzył zamyślony w okno, na mnie nie spojrzał.

Po zastrzyku znów położyłam się na plecach i wolno łapałam oddech. Znów to gorąco rozeszło się po całym ciele.

- Co się jej dzieje? - usłyszałam jak Justin pyta rudej i podchodzi do mnie, łapiąc moją dłoń.

- Wszystko dobrze słonko. To duża i mocna dawka leku. Reaguje prawidłowo, dzięki czemu szybciej ją wyleczymy. - widziałam jak uśmiecha się do niego.

Serio ta kobieta miała coś nie tak w głowie. Kto normalny tyle się uśmiecha?

- Właściwie to co jej jest? - faktycznie, nie zapytał mnie, od razu założył, że przedawkowałam.

- Ja tu jestem i umiem mówić! - warknęłam.

Oboje popatrzyli na mnie z uniesionymi brwiami jakby zaskoczyło ich to, że umiem mówić.

Ruda posłała mi ponownie uśmiech, potem Justinowi, zabrała wózek i wyszła.

- Więc? - szatyn niepewnie odparł.

- Co? 

- Co Ci się w ogóle stało? To coś poważnego? - ah, czy ja przez te zastrzyki straciłam pamięć że nawet nie wiem o czym rozmawialiśmy, czy zapomniałam jak spojrzałam w jego oczy?

- Zapalenie czegoś tam. - nie rozumiał, bo ciągle patrzył na mnie pytająco. - Wiesz, jakieś jajniki czy coś. Takie co kobiety..

- Nie kończ, łapię. - przerwał mi nie chcąc słuchać co dalej mam do powiedzenia.

Uśmiechnęłam się lekko. Tak rzadko to robię, że nawet nie pamiętałam jakie to miłe uczucie. Szatyn odwzajemnił uśmiech i pochylił się dając mi całusa w policzek.

- Za co? -  mruknęłam.

- Nie muszę mieć powodu żeby Cię pocałować. - to było tak zaskakująco miłe, że znowu się uśmiechnęłam.

Niestety mój uśmiech znikł kiedy zobaczyłam osobę wchodzącą do sali. We własnej osobie, ktoś kogo nie miałam ochoty oglądać ani teraz, ani nigdy. Rebecca Black. Mój prawny opiekun.


______________________________________________________


Pod poprzednim rozdziałem jedna osoba napisała, że Vivien poroniła. Wiedziałam , że nie wprowadzę poronienia bo to zbyt wiele by było, po za tym ona nie donosiła by dziecka nawet przez kilka tygodni zważywszy na to co się dzieje z jej życiem. Czas wprowadzić minimum światła do jej świata. Co oczywiście nie oznacza, że problemów i dramatów nadszedł koniec.

Trochę późno, ale nie spodziewałam się ile mnie czeka dzisiaj roboty. Nie wiem kiedy następny, bo wątpię żebym przez święta coś pisała.

Więc dla nielicznego grona które czytają to co daje mi wielką radość, czyli ERROR.

Wesołych, ciepłych, radosnych i spędzonych w cudownej rodzinnej atmosferze Świąt!





4 komentarze:

  1. Nie mogę się już doczekać aż ona mu powoli wszystko wyzna, co działo się z jej życiem. Chciałabym żeby wszystko było już dobrze. Zasługuje na to po tylu latach cierpienia. Czekam na następny i życzę weny. Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wstałam rano i moją pierwszą rzeczą po przebudzeniu było przeczytanie tego rozdziału. Niestety zasnęłam czekając na niego wczoraj. Ten rozdział mimo tego, że Viv jest w ciężkiej sytuacji wydaje mi się bardzo słodki a końcówka może być zapowiedzią ciekawej akcji. Dziękuję za rozdział i życzę Ci wszystkiego co najlepsze :) @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że to odpowiedni czas żeby trochę miło było ;) dziękuję i wzajemnie;)

      Usuń

Zabraniam kopiowania treści bloga!