wtorek, 21 października 2014

6. Nikt nie jest miły bez powodu.

W przypadku pytań zapraszam:

_____________________________________________________________


Czytałam tę wiadomość cały następny dzień, potem kolejny i kolejny. Skoro chciał mnie pocałować, czemu tego nie zrobił.

Czemu znowu mi odmówił a ja poczułam się upokorzona. Czułam się tak jakbym dostała mentalnie w twarz. Znowu.

Zapisałam sobie jego numer i czekałam. Czekałam na telefon albo wiadomość. Bałam się napisać sama. Myślę, że bałam się odrzucenia.

Potrzebowałam trzech dni, trzech pieprzonych dni, aby zdobyć się na odwagę i zadzwonić.

Nie odbiera, no tak, czego ja się spodziewałam.

- Tak? - odebrała jakaś kobieta. Miała miły i dziewczęcy głos, myślę że mogłaby być kilka lat starsza ode mnie. - Halo. -  powtórzyła kiedy nie odpowiadałam. 

Zastanawiałam się czy się rozłączyć czy może udać kobietę reklamującą jakąś sieć telefonów czy coś.

- Hej, um.. zastałam może Justina? - postanowiłam na trzecią opcję, która wpadła mi do głowy zaraz po przywitaniu się.

- Justin! - wydarła się do słuchawki, wołając chłopaka. Jezu, kim jest ta laska przez którą właśnie pękły mi bębenki!

- Tak? - jego głos, nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo chciałam go usłyszeć. - Vivien?

- S-Skąd wiesz, że to ja? - wyszeptałam.

- Istnieje coś takiego jak imię, pod którym zapisuje się numer. - zaśmiał się - Co słychać?

Spoko, zrób ze mnie jeszcze większą idiotkę. 

- Nie odzywałeś się do mnie. - czemu ja mówię szeptem?

- Byłem trochę zajęty. - och, wygłupiłam się, co za nowość. - Hej, może chciałabyś gdzieś pojechać? - słyszałam, że się uśmiecha.

- Właściwie to ja.. - nie zdążyłam dokończyć kiedy ktoś wyważył drzwi, a kiedy się odwróciłam widziałam tylko czyjeś ręce, które przykładały mi do twarzy czymś nasączony materiał.

....


Obudziłam się w starym pomieszczeniu. Śmierdziało pleśnią, było ciemno i zimno a ja siedziałam na krześle. Miałam związane z tyłu ręce w nadgarstkach i nogi do nóg krzesła.

Nie wiedziałam gdzie jestem i kto stoi za tym porwaniem. Bałam się tylko, że mogę już stąd nie wyjść, chociaż przyznaję że przeszła mi przez myśl opcja, że nie jest wcale taki głupi pomysł.

Czułam się dziwnie zaspokojona. Nie czułam głodu, zupełnie jakbym brała dość niedawno. 

Siedziałam na tym krześle jeszcze jakiś czas, nawet nie wiem ile minęło, kiedy w końcu usłyszałam jak drzwi się otwierają a światło zapala. Na początku ciężko mi było się dostosować do jasnego oświetlenia, więc zamknęłam oczy a kiedy je otworzyłam, doskonale wiedziałam gdzie jestem. 

Byłam w tym miejscu nie raz. Tylko teraz nie byłam tu z własnej woli.

Spojrzałam w stronę drewnianych schodów, którymi można dostać się tutaj gdzie aktualnie siedzę przywiązana. Do piwnicy. Na szczycie stał Dan.

Był wściekły, widziałam to mimo tego że się uśmiechał.

- Co Vivien, znów się spotykamy. Mówiłem Ci ostatnim razem, że nie będę łagodny. - zauważyłam, że zaczął schodzić po schodach i iść w moją stronę. 

Uśmieszek ciągle nie schodził mu z twarzy. Oparł się rękoma po obu moich stronach przytrzymując się oparcia krzesła do którego byłam przywiązana.

- Co mam z tobą zrobić, hm? - Poczułam jego nieprzyjemny oddech na swojej twarzy.

Nie wiem czemu taki był. Zawsze pozwalał mi płacić później. Nigdy na mnie nawet głosu nie podniósł.

- Czemu taki jesteś? - szepnęłam spoglądając w jego oczy.

- Nie lubię jak ktoś nie dotrzymuje słowa. Przekroczyłaś limit. - jaki?

- Jaki limit do cholery? - powinnam pamiętać, aby trzymać język za zębami bo sekundę po wypowiedzeniu tych słów, dostałam w twarz. Z pięści, mogę dodać. Odchyliłam głowę i poczułam jak krew leci mi z nosa. Jak mi złamał, to pożałuje.

Co ja gadam. I tak z tym nic nie zrobię.

- Zawsze miałem na ciebie ochotę. - jedną rękę ułożył na moim udzie i zaczął kierować się w górę.
Spojrzałam na dół a potem na niego. Nie byłam przerażona, byłam w szoku, nigdy nie zachowywał się w stosunku do mnie w ten sposób.

- Dan, przestań. - próbowałam ruszyć nogą. Na marne.

- Płacisz czy inaczej mam odebrać dług? - oddech mu przyspieszył. Skurwiela to podniecało.

Nie odzywałam się. Nie miałam pieniędzy, ale też nie chciałam się z nim przespać. Ja wiem, że nie byłam święta. Ja wiem, że zdarzało mi się przespać z przypadkowym kolesiem na imprezie, ale nie za coś! Nie chcę być kojarzona jako osoba, która oddaje swoje ciało za dragi. Nie chcę być dziwką, mimo że sama się za nią uważam.

- Będziesz grzeczna? - nachylił się nade mną przykładając usta do mojego bolącego policzka a ręką powoli odwiązując ręce. - chyba nie chcesz żebym się wkurzył jak ostatnio? Nie było przyjemnie prawda? - uwolnił jedną rękę.

- Nie. - wypowiedziałam prawie w ogóle nie słyszalnie.

- Tak myślałem. - odwiązał drugą rękę. Moje nadgarstki piekły od sznura, ale ważne że byłam wolna. - jeden zły ruch, a do końca życia zapamiętasz ten dzień, jasne? - wypowiadał powoli każde słowo odwiązując moje nogi.

- Hm.. - chciałam wstać, ale mnie zatrzymał.

- Nie słyszałem.

- Tak. - powiedziałam szybko i głośno.

Popatrzyłam na schody, ale ucieczka tamtą drogą nie byłaby dobrym pomysłem, gdyż stało na szczycie dwóch kumpli Dana.

- Nawet o tym nie myśl. Ich jest więcej. Albo to zrobisz dobrowolnie, albo będzie bolało. Rozumiesz? - trzymał mnie za podbródek, a ja tylko skinęłam głową. - Pilnujcie od zewnątrz. - kiwnął w stronę schodów.

Wiedziałam, że za chwilę zostanę zgwałcona. Może nie siłą, ale psychicznie na pewno. Boję się sprzeciwić, zrobić niewłaściwy krok, albo wypowiedzieć chociaż jedno słowo. Wszystko może być źle odebrane a ja tego pożałuję.

Uśmiechnął się, pogłaskał mnie po głowie jak psa. Dosłownie jakbym była psem a potem zrobił coś czego bym się nie spodziewała. 

Pociągnął mnie za włosy tak, że miałam wrażenie jak mi połowę wyrywa i w ten sposób podniósł z krzesła. Odchylił mi głowę do tyłu i pocałował w szyję, po czym dalej ciągnąc za włosy skierował mnie w dół.

Opierałam się, ale był silniejszy i wystarczyło jedno spojrzenie, żebym przestała.

Klęknęłam i zaczęłam się modlić w duchu żeby nie chciał tego o czym myślałam. Proszę nie. Proszę nie. Nie.

- Wiesz co robić. - prosiłam, przecież kurwa prosiłam.

- Nie zrobię tego. - szepnęłam do siebie, jednak na tyle głośno, że on też to usłyszał.

- Powtórz. - to mój koniec. Sam jego głos może zabić.

- Nie chcę. - nie podniosłam głowy, aby na niego spojrzeć. - Proszę.

Znów zostałam złapana za włosy tak, abym na niego spojrzała. Jego twarz nie wyrażała nic innego oprócz gniewu.

- W takim razie, zrobimy to inaczej. - ciągnąc mnie dalej za włosy, podniósł do pozycji stojącej i rzucił na stary materac. Ułożył się na mnie i zaczął ściągać ubranie. 

Nie wyrywałam się, nie sprzeciwiałam się, nie odczuwałam przyjemności. Było to dla mnie jak przymus a ja liczyłam w myślach, aby zając czymś mój umysł i skupić się na czymś innym.

Pewnie sporo osób mogłoby się zdziwić czemu nie chciałam mu obciągnąć, żeby dał mi spokój tylko poddałam się i uprawiałam z nim seks. Otóż ja nie uprawiałam z nim seksu. On to robił, ja leżałam i czekałam na koniec. Nie chciałam czuć, że muszę włożyć w to coś od siebie. Nie chciałam go czuć w ten sposób.

Co za ironia, dałam się dobrowolnie zgwałcić. Ale czy ktoś mnie kiedyś nauczył czym różni się seks bez uczuć i seks z miłości? Nie. Zasługuję na to.


....


Po wszystkim Dan kazał mi się ubrać i wyszedł z piwnicy, wysyłając jednego z kolegów na dół do piwnicy po mnie, który miał mnie odwieźć do mieszkania. Co za kultura kurwa. Nie wiedziałam, że teraz zgwałcone dziewczyny się odwozi..

Drzwi od mojego mieszkania były uchylone, super dzięki Dan. Mógł chociaż je zamknąć, żeby do chuja nie okradli mnie z moich bezcennych rzeczy. Co prawda złodziej by nie wiele zarobił, ale zawsze coś.

Weszłam powoli i zdjęłam buty. Wchodząc do pokoju zamurowało mnie. Nie wiedziałam, czy mam krzyczeć czy się cieszyć.

- Justin? Co tu robisz? - podeszłam bliżej chłopaka, który wstał jak tylko usłyszał mój głos.

- Wszystko w porządku? - nie, nawet nie wiesz jak bardzo nie jest w porządku.

- Tak, czemu miało by być inaczej? - powinnam kiedyś dostać Oscara za te kłamstwa.

- Zadzwoniłaś, a potem nie skończyłaś mówić i słyszałem jakieś głosy, więc przyszedłem zobaczyć co się dzieje. - mówił tak szybko i nie składnie, że nie wiele rozumiałam. - a kiedy już dotarłem to drzwi były otwarte. - och, oczywiście. - więc wszedłem i czekam. Nie wiedziałem gdzie Cię szukać.

- Po co miałbyś? - wyminęłam go i usiadłam na kanapie.

Chłopak spojrzał co robię, i zrobił to samo.

- Martwiłem się. - złapał mnie za rękę. Spojrzałam jak chce spleść razem nasze palce, ale w porę wyrwałam swoją rękę.

Splotłam ją ze swoją i czekałam aż powie coś jeszcze.

Po krótkiej ciszy chyba nie miał raczej nic do powiedzenia, więc sama postanowiłam się odezwać.

- Więc, jak długo tu jesteś? 

- Przyjechałem zaraz po twoim telefonie, więc jakieś 2-3 godziny. - nie wiedziałam, że tyle mnie nie było. - Swoją drogą czy ty coś jesz? Masz pustą lodówkę. - uniósł jedną brew.

- Ja.. um.. właśnie miałam iść po zakupy. - skłamałam. Oczywiście, jadłam ale nie wiele. Nie odczuwałam głodu kiedy ćpałam. Co jakiś czas zaspokajałam żołądek, aby cokolwiek w nim było. 

Teraz nie mam ani dragów, ani jedzenia. Ani jednego, ani drugiego nie mam za co kupić. Super umrę z głodu. Co za dwuznaczny przypadek.

- Świetnie, w takim razie chodź. - wstał i podał mi rękę.

- Gdzie? - zdziwiłam się.

- Pojedziemy coś zjeść a później do supermarketu zapełnić twoją lodówkę. - złapał mnie za nadgarstek, który swoją drogą zapiekł jak cholera przez te sznury, i pociągnął mnie abym wstała.

- Nie jestem głodna. - byłam, ale nie tak jak on myślał, po za tym nie stać mnie na kolację na mieście.

- Gdzie byłaś? - co on tak tematy zmienia. 

Co miałam mu powiedzieć? Nie zapłaciłam długu za dragi, więc musiałam spłacić ciałem? Nigdy.

- Musiałam wyjść do sklepu.

- Kłamiesz. - skąd on to wie? Uśmiechnął się głupio. - nie kończymy rozmowy w połowie słowa, jak wychodzimy z domu zamykamy drzwi. w sklepie nie dostajemy w twarz i przed chwilą powiedziałaś, że dopiero zamierzałaś się tam wybrać - Jakby czytał mi w myślach a ja całkowicie zapomniałam co mówiłam minutę temu i że Dan mnie uderzył.

- Posłuchaj Vivien, nie będę naciskał, żebyś mi powiedziała. Nie chcesz, w porządku, rozumiem. - cóż, nie tego się spodziewałam. - A teraz załóż buty i jedziemy.

Dobra, najwyżej wezmę wodę i powiem że zapomniałam pieniędzy. Zdarza się przecież prawda?

Skinęłam głową, aby dać mu do zrozumienia że się zgadzam i poszłam za nim do drzwi. Ubrałam buty i wzięłam klucze.

Jeździł ładnym czarnym Oplem Insygnia, o który już z daleka było widać, że bardzo dbał. Obejrzałam go dokładnie i muszę przyznać, że był piękny. Nigdy nie będzie mnie na taki stać.

Justin otworzył mi drzwi od strony pasażera i podał rękę, którą chwyciłam gdy pomógł mi wsiąść. Jeszcze nigdy nikt tak się nie zachował w stosunku do mnie. To było miłe. Jestem pewna, że prędzej czy później przyjdzie mi za to zapłacić.

Nikt nie jest miły bez powodu.

Kiedy Justin chwilę później usiadł obok mnie za kierownicą i odjechał, zdałam sobie sprawę że nawet nie miałam kiedy się umyć i dalej miałam na sobie zapach Dana. Czułam jego pot, jego łapy dotykające moje ciało i słyszałam jego jęki, które wpadały wprost do mojego ucha. 

Odtrąciłam myśli, kiedy poczułam że samochód się zatrzymał pod małą knajpką. Nie była to restauracja, ale też nie speluna jak Pat&Pit na przykład.

Po dotarciu do środka, Justin skierował mnie do stolika trzyosobowego. 

- Ktoś ma przyjść? - zapytałam zdezorientowana.

- Vivien? - uniósł brwi. - Rozejrzyj się, to jedyny wolny stolik. - wykonałam jego polecenie i faktycznie. Idiotka roku wita, nawet nie zauważyłam, że jest pełno ludzi.

Już chciałam odpowiedzieć kiedy podeszła kelnerka, którą kurwa znam i nienawidzę. Mandy.

- Witam w czym mogę państwu pomóc? - nie widziała mnie, skierowała swój wzrok na Justina, a on nie był jej dłużny. Zaraz mu ślina pocieknie. Nie dziwię się, mimo że to ja z nim przyszłam to ona miała pierwsze miejsce. Wiem, jak wyglądam. 

Nie odzywałam się, poczekałam aż skończą ze sobą flirtować.

- Och, Vivien. - spojrzała na mnie i się odchyliła żeby zobaczyć mój policzek. - A tobie co się stało? - zapytaj swojego chłopaka/nie chłopaka, w każdym razie on będzie wiedział.

- Znacie się? - wtrącił się Justin, na szczęście, bo nie zdążyłam odpowiedzieć.

- O to samo mogłabym zapytać. - Mandy odpowiedziała Justinowi, patrząc na mnie.

- Poznaliśmy się niedawno. - chłopak uraczył mnie spojrzeniem, wow pamięta że tu jestem.

- To wyjaśnia, założę się że nie znasz jeszcze dobrze Vivien. - ty też suko, pomyślałam. - Nie ważne, podać coś?

- Sałatkę grecką i mrożoną herbatę. - Justin zamknął i oddał menu Mandy, uśmiechając się do niej. 

- Coś chcesz? - dla mnie nie jest już taka miła.

- Um, wodę. - okej, plan ''zapomniałam pieniędzy'' czas zacząć.

- Dwa razy to samo. - wtrącił się chłopak.

Mandy zapisała zamówienie i odeszła a ja spojrzałam na chłopaka. Ciekawe jak zapłacę.

- Nie jestem głodna. 

- Zawsze jesteś taka uparta? Stawiam, więc nie masz wyjścia, musisz zjeść. - co za ulga. Nie będzie wymówki, że nie mam pieniędzy.

- Nie musiałeś. - mruknęłam.

- Chciałem. - uśmiechnął się. - a teraz powiedz mi coś o sobie.

- Niby co? - co on chce wiedzieć?

- Wszystko.

- Mam na imię Vivien, mieszkam w Colton, w dziurze z jednym pokojem i.. i to tyle. - nic nie miałam więcej do powiedzenia.

- To już wiem. Powiedz mi coś czego nie wiem. - zapomnij.

- Um..

- Co lubisz robić? - konkretne pytanie będzie zdecydowanie lepsze i on też to wie. Tylko, że na to pytanie nie znam odpowiedzi.

- Lubię.. lubię czytać. - tak naprawdę to lubiłam kiedyś, teraz nie mam do tego głowy.

- Okej, mamy punkt zaczepienia. Jakie filmy lubisz?

- Dokumentalne.

- Muzyka, czego słuchasz?

- Wszystkiego.

- Dlaczego mieszkasz sama? - i tym mnie wybił z rytmu. Zrobił to specjalnie. Najpierw głupie pytanka żebym się zapomniała i odpowiedziała jak leci na wszystkie.

Całe szczęście nie było mi dane dokończyć, gdyż wróciła Mandy z naszym zamówieniem.

- Smacznego Justin. - zatrzepotała rzęsami uśmiechając się głupio do Justina, kiedy stawiała nasze talerze i szklanki z tacy. Wsunęła coś pod szklankę brunetowi i odeszła. Hej, a mi smacznego nie życzy?

- Co to? - zapytałam wskazując głową na karteczkę.

Justin niepewnie wyjął ją i przeczytał, czym się zmieszał. Spojrzał na mnie i krzywo się uśmiechnął podając mi karteczkę.

'' Zadzwoń jak będziesz już sam.
     569 566 851   ''

Ma tupet dziewczyna. Ciekawe co Dan by na to powiedział.

- Nie zadzwonię. - zaczął jeść, co chwilę popijając herbatą.

- Czemu, podoba Ci się. - również spróbowałam i była pyszna, choć nie zdziwię się jak Mandy wcześniej do niej napluła.

Nie odpowiedział, dalej jadł jakby myśląc. Ja również powoli grzebałam w sałatce z wzrokiem utkwionym w widelcu.

Podnosząc głowę zobaczyłam jak Justin chowa karteczkę z numerem do kieszeni jeansów. 

Spojrzał na mnie i się speszył. Chyba nie chciał żebym widziała. Cóż za późno. W głębi liczyłam na to, że się zaśmieje i wyrzuci ten numer, ale nie że schowa do kieszeni. Może lepiej by było, gdyby to ona siedziała na moim miejscu. 

Lepiej dla nich, ale nie dla mnie.



________________________________________________________

Kompletnie co innego chciałam napisać, ale jak zaczęłam wszystko zupełnie coś innego ;)
Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba? ;)



2 komentarze:

Zabraniam kopiowania treści bloga!