czwartek, 18 grudnia 2014

12. Dobrze się czujesz? - część I.

W przypadku pytań, zapraszam:


______________________________________________________________________________


Czułam się nieco lepiej, chociaż ciało bolało mnie niemal w każdym miejscu. Justin wciąż błądził palcami po mojej twarzy uważając na siniaki. Nie wiem czemu to robił, ale uczucie było bardzo przyjemne.

Otworzyłam oczy i patrząc się na niego wymyślałam wszystkie powody dla których to robi.
Może mnie lubił? Może chciał mnie przelecieć, co nie byłoby dla mnie zaskoczeniem. Ale z drugiej strony gdyby chciał już by to zrobił, tym bardziej że miał okazję. Dwukrotnie.

Może ma dobre serce i pomaga tak każdej potrzebującej osobie. A może chce jeszcze czegoś innego, ale dowiem się kiedy będzie za późno i kiedy nie będzie odwrotu?

- Opowiesz mi? - może rozmyślenia przerwał głos szatyna.

- O czym? - odparłam zachrypniętym głosem. Chciało mi się pić.

- Co się stało? - czemu musi mi o tym przypominać?

- Mówiłam. Nic. - postanowiłam jednak trochę podkręcić historię. - Szłam do domu, ktoś zaciągnął mnie w zaułek i chciał pieniędzy. Kiedy powiedziałam, że nie mam, zrobił mi to. - wskazałam na siebie.

Sama się dziwiłam, że tak łatwo przyszło mi wymyślenie tego. Nawet nie pomyślałam o tym wcześniej. Powiedziałam to co ślina na język mi naniosła.

Justin zmarszczył brwi i pokiwał głową. Nie uwierzył, oczywiście. Przecież to było dobre kłamstwo.

- W porządku. Jesteś głodna? - zmiana tematu jak najbardziej się przydała.

- Nie, dziękuję. Ale nie krępuj się. - próbowałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie zbyt wyszło.

- Na pewno nic nie chcesz? - wstał z łóżka. I ciepło odeszło.

- Może wodę. - gdybym mogła iść sama, nigdy bym nie poprosiła go o to.

Skinął głową i wyszedł z sypialni.

W tym czasie sprawdziłam godzinę i zobaczyłam nieodebrane połączenie. Dan.
Serce mi podskoczyło, zaczęłam szybciej oddychać. Przestraszyłam się. Czego on znowu chciał, wczoraj już dość mnie skrzywdził.

Zastanawiałam się czy to się kiedyś skończy. Czy mi odpuści i da spokój?

- Dobrze się czujesz? - podskoczyłam na dźwięk głosu i podniosłam głowę. Justin. To tylko Justin.

Nie zauważyłam kiedy wrócił a on chyba zobaczył moje przerażenie. Podał mi szklankę wypełnioną wodą, którą wypiłam za jednym zamachem.

Odstawiłam puste już naczynie na szafkę nocną i czułam, że ból nie da mi spokoju. Musiałam się znieczulić.

- Um, Justin? - chłopak spojrzał w moją stronę. - Mógłbyś przynieść mi jeszcze wody i tabletkę od bólu?

- Coś Cię boli? - zmarszczył brwi.

- Tak jakby. - co za pytanie, byłam w opłakanym stanie. To logiczne, że bolało mnie wszystko.

- Jasne. - zabrał szklankę i wyszedł.

Nie wiedziałam ile mam czasu. Nie wiedziałam czy zdążę coś wziąć. Cała się telepałam i odczuwałam okropny głód. On nie mógł tego zobaczyć.

Próbowałam wstać, ale szybko wróciłam do poprzedniej pozycji kiedy usłyszałam zbliżające się kroki. To był błąd, bo moje żebra dały o sobie znać dwa razy mocniej.

- Proszę. - podał mi wodę i pudełko tabletek.

Wzięłam trzy. Nawet nie wiem czemu, może miałam nadzieję że zmniejszą głód, co było głupotą bo to zwykłe przeciw bólowe tabletki.

- Chcesz żebym sobie poszedł? - zapytał po chwili ciszy.

Czy chciałam? Nie. Bałam się zostać sama w mieszkaniu, ale także nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Przecież spędził ze mną całą noc. Nie mogłam oczekiwać, że w dzień też będzie ze mną siedział.

Milczałam chwilę za długo, bo chłopak zmarszczył brwi.

- Rozumiem co znaczy cisza. Jak będziesz czegoś potrzebować to dzwoń. - chciał odejść, ale powstrzymałam go swoim głosem.

- Nie musisz iść jeśli nie chcesz. - popatrzył na mnie i się uśmiechnął. Odchrząknęłam. - To znaczy ja też nie chcę żebyś szedł.

- W porządku. W takim razie co powiesz na poranną pizzę? - Poranną pizzę? Czy on zwariował? Chciał jeść pizze z samego rana. Mi trzeba było czegoś innego, ale postanowiłam się zgodzić.

- Może być. - mruknęłam. - Wezmę prysznic w tym czasie.

Powoli się podniosłam i z ruchami żółwia wzięłam ubrania na zmianę, wyjęłam bieliznę wraz z woreczkiem tak szybko jak umiałam, żeby tylko Justin nie zauważył i ruszyłam wolno do łazienki.

Szatyn dziwnie na mnie spojrzał, zupełnie tak jakby wiedział co właściwie chcę zrobić. Nie odezwał się jednak co mnie uspokoiło.

Pół godziny później czułam się o niebo lepiej. Wykąpana, z zaspokojonym głodem i rozluźniona. Fakt, ciało mnie bolało może trochę mniej, ale za to psychicznie było dużo lepiej.

Zapomniałam o strachu, zapomniałam o Danie, zapomniałam o żebrach. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, w której dało się wyczuć zapach sera. Jedzenie.

Nie byłam głodna, ale żeby się nie zdradzić siadłam na stołku barowym na przeciw Justina.
Pierwsze kilka kęsów się nie odzywaliśmy. Nie patrzyłam nawet na niego, nie chciałam się zdradzić, ale nie wytrzymałam.

Byłam tak pobudzona, że pytania same cisnęły mi się na język.

- Gdzie właściwie mieszkasz? - ugryzłam kolejny kawałek pizzy.

- Niedaleko. - odparł uważnie mi się przyglądając.

- Mieszkasz sam? - ciągnęłam dalej.

- Tak. - trochę się zawahał przed odpowiedzią.

- Pracujesz?

Miałam wrażenie, że zaskakują go moje pytania, ale przecież były w porządku. Normalne pytania.

- Masz rodzeństwo? - zignorowałam to, że nie odpowiedział na poprzednie pytanie i pochłaniałam kolejny kawałek pizzy.

- Nie pamiętasz?- zdziwiłam się i odłożyłam jedzenie.

- O czym? - o czym on do cholery mówił?

- Rozmawialiśmy już o tym. - co? Pogubiłam się.

- O czym mówisz? - spytałam zdezorientowana.

- Dobrze się czujesz Vivien? - pyta mnie o to już kolejny raz. Zupełnie jakby mnie podpuszczał.

- Pytałeś już o to. - wyrzucam z siebie ze złością i odkładam pizzę na talerz.

Justin patrzył na mnie, ale się nie odzywał. Wiedział. Ciekawe kiedy mu się znudzi udawanie pomocnego człowieka i wyrzuci mnie na próg.

- Co mnie to zresztą obchodzi. - wstał, zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Po prostu wyszedł. Ma rację, co go to obchodzi.

Nic go nie obchodzę.
_______________________________________________________________


Przepraszam. Wiem jak długo nie było nic i wiem jakie to uczucie, gdyż sama jak czytam opowiadanie i długo nie ma rozdziału to się wkurzam. Nie będę wymyślać, że w ogóle nie znalazłam czasu na napisanie, bo mimo iż faktycznie było go mało, to jak już siadłam i otworzyłam notatnik do pisania, nic nie przychodziło mi do głowy. Kompletnie - pustka, brak pomysłu jak pociągnąć dalej rozdział.
Połowę miałam napisaną, więc dopisałam kilka linijek i postanowiłam dodać połowę, żeby cokolwiek się pojawiło. 
Mam nadzieję, że te kilka osób, które czytają moje opowiadanie nie zniechęciły się po tak długiej przerwie ;).

1 komentarz:

  1. Podoba mi się, tylko szkoda, że taki krótki :) Już czekam na kolejny @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń

Zabraniam kopiowania treści bloga!