niedziela, 19 października 2014

5. Znam ten ból.

W przypadku pytań zapraszam:

_______________________________________

Nie wiem ile byłam nieprzytomna, ale leżąc dalej na podłodze usłyszałam głośne walenie w drzwi. Byłam zbyt obolała, aby się szybko podnieść i otworzyć. Powoli zaczęłam podnosić głowę, ale ból był tak mocny, że chwilę później znowu ułożyłam ją na podłodze. 

Walenie nie ustawało, a mogłam stwierdzić że się wzmocniło.

Kiedy w końcu udało mi się usiąść, od razu przyłożyłam rękę do twarzy ocierając z ust krew. Większość już zaschło, ale gdzie nie gdzie wydobywały się jeszcze kropelki krwi.

Wstałam i ruszyłam do drzwi. Ktoś najwyraźniej nie chce odpuścić.  Zawahałam się przed otwarciem. A co jeśli to Dan.

Znowu.

- Kto tam? - powiedziałam przez drzwi. Nie będę ryzykować. Jeśli to Dan, to wejdzie tu tylko wyważając drzwi, chyba że są otwarte. Kurwa.

- To ja. - usłyszałam za drzwiami. Patrick? Co on tu robi? Czego od ode mnie jeszcze chce. Nie mam ochoty go widzieć.

- Idź sobie. - wyszeptałam, mając nadzieję że usłyszy.

- Coś się stało? Otwórz. - znów walnął kilka razy w drzwi.

- Jestem zajęta. Idź już. - oparłam się o drzwi z nadzieją, że sobie pójdzie.

Stałam tak dobrych kilka minut. Nie usłyszałam już ani walenia w drzwi, ani jego głosu. Byłam pewna, że sobie poszedł.

Już odchodziłam od drzwi, kiedy znowu zapukał, tylko ciszej.

Zdenerwowana szybko chwyciłam za klamkę i krzyknęłam:

- Mówiłam, że jestem zaj... - przerwałam w połowie, kiedy zobaczyłam że to nie Patrick stoi przede mną, tylko Justin.

Nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie. Szybko chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale mi to uniemożliwił szybko wchodząc do środka.

- Co Ci się stało? - zapytał patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Spadłam ze schodów. - nawet nie pomyślałam mówiąc to. Naprawdę chyba zacznę wcześniej wymyślać dobre kłamstwa, aby być przygotowana na takie sytuacje.

Przez chwilę na mnie patrzył nie dowierzając. Wiedział, że kłamię.

- Jak się poznaliśmy też wcześniej spadłaś ze schodów? - zapytał z ironią. Co?

- O co Ci chodzi?

- Miałaś siniaka na policzku. - kurwa.

- Wtedy.. ja.. - myśl Vivien, myśl. - uderzyłam się o coś. - kretynka.

- Chodź. - wziął mnie za rękę i zaprowadził do łazienki. Wskazał, abym usiadła na brzegu wanny a sam zaczął przeszukiwać szafki, pewnie szukając apteczki.

- Druga od dołu. - szepnęłam. 

Chłopak otworzył właściwą szufladę i wyjął potrzebne rzeczy. Usiadł obok mnie i namoczył gazę najpierw wodą, aby zetrzeć zaschniętą krew.

- Kto Ci to zrobił? - namoczył teraz gazę wodą utlenioną i przyłożył do rozciętego kącika ust.

Syknęłam z powodu niespodziewanego pieczenia ignorując jego pytanie.
Przeniósł gazę na policzek, również nie uprzedzając mnie o tym.

- Możesz robić to delikatniej? - odwróciłam głowę od jego ręki.

- Mogę, ale najpierw odpowiedz. - z powrotem odwrócił moją głowę w swoją stronę.

- Mówiłam, spadłam ze.. 

- Przestań kłamać. - przerwał mi podnosząc głos.

- Po co w ogóle przyszedłeś? Nie zapraszałam Cię. - wstałam, żeby być jak najdalej od niego. 

Wyszłam z łazienki udając się do pokoju, po czym szybko usiadłam w fotelu, za chwilę tego żałując gdy poczułam ból w żebrach.

Skuliłam się łapiąc za brzuch.

- Co się stało? - Justin podbiegł do mnie, i podniósł za ramiona.

- Już dobrze. - okłamałam go.

- Pokaż. - wskazał mój brzuch.

- Nie. - chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę.

- Pokaż. - rozkazał.

Nie było sensu się opierać, i tak by mnie zmusił. Stanęłam przed nim, a on powoli podwinął moją bluzkę, odkrywając wielkiego siniaka pod żebrami z lewej strony. Jestem prawie pewna, że mam jedno pęknięte. Znam ten ból. Znam ból pękniętego żebra.

- To też przez schody? - szepnął i przejechał opuszkami palców po sinym miejscu.

Nie czułam bólu, poczułam dreszcze. Przyjemne dreszcze.

- Nie chcę o tym mówić. - niech nie przestaje mnie dotykać.

- W porządku. - poprawił bluzkę i usiadł na kanapie. I dlaczego przestał?

Nie wiedziałam co zrobić, stałam w tym samym miejscu nie odzywając się i nie ruszając.
Po kilku męczących i przedłużających się minutach, w końcu zdecydowałam się przerwać tę ciszę.

- Więc po co przyszedłeś? - spuścił wzrok, nie chcąc na mnie spojrzeć. Nie dziwiłam się, też na siebie nie lubię patrzeć.

- Przyszedłem przeprosić. To nie było miłe co powiedziałem ostatnim razem. - tego się nie spodziewałam.

- Nie masz za co. Powiedziałeś prawdę. - ruszyłam w jego stronę i usiałam na brzegu kanapy.

- Nie, przepraszam. Po prostu mnie zaskoczyłaś. - złapał mnie za rękę. Złapał mnie za rękę!

- Nie mówmy o tym. - uśmiechnął się i skinął głową w geście potwierdzenia.

Znowu zapadła niezręczna cisza, a on dalej trzymał mnie za rękę gładząc kciukiem jej wierzch. Po chwili zadzwonił telefon Justina. 

Puścił moją dłoń i wyciągnął z kieszeni jeansów dzwoniące urządzenie. Popatrzył na ekran i rozłączył połączenie.

- Nie odbierzesz? - zapytałam zdziwiona.

- Co? Um, nie, to nic ważnego. - albo telefon go przestraszył albo zaskoczył.

Nie zdążył schować go z powrotem, bo znowu zaczął dzwonić. Popatrzyłam na niego i widziałam, że jest wyraźnie przestraszony. Może ktoś mu grozi?

- Lepiej odbierz. - wstałam i wyszłam do kuchni.

Zapaliłam papierosa i usiadłam na blacie, otwierając okno. Kuchnię i pokój dzieliła tylko ściana, więc słyszałam, że chłopak odebrał.

- Cześć Kochanie, coś się stało? .. Niedługo będę.. Nie martw się.. Tak, ja też. - ma dziewczynę? 

Dlatego mnie odrzucił ostatnio. Tylko dlaczego zawraca sobie mną głowę. Byłam głupia myśląc, że może mu się podobam. Ktoś taki jak ja nie mógł by się spodobać komuś takiemu jak Justin.

Usłyszałam kroki coraz bliżej mnie. 

- Muszę już iść. - podszedł do mnie i chciał pocałować w policzek, ale w porę udało mi się odwrócić głowę. - Do zobaczenia. - powiedział z rezygnacją i wyszedł z mieszkania.

A ja? Ja znowu poczułam się sama. Nic nie warta. Nie potrzebna i oszukana.

Zastanawiałam się, czy dobrym pomysłem byłoby zadzwonienie do Patricka. Zdecydowałam jednak odpuścić sobie i wziąć gorącą i długą kąpiel.

Przed wejściem do wanny, wyjęłam z komody ubrania i pudełko na biżuterię.
Weszłam do łazienki, wysypując proszek na pralkę i układając dwie równe kreski, które chwilę potem wciągnęłam.

To mnie rozluźniło. To było to czego potrzebowałam i co dało mi chwilę ukojenia.

Rozebrałam się i jak zawsze skierowałam spojrzenie na lustro. Znowu się spotkałam ze znienawidzoną przeze mnie dziewczyną.

Tym razem wyglądała inaczej. Miała rozciętą wargę, siny i rozcięty policzek, podbite oko i sine żebra. Nie wspominając o innych drobnych siniakach, które były niczym w porównaniu z twarzą czy żebrami.

Nie chciałam dłużej na nią patrzeć. Odwróciłam wzrok i weszłam do wanny. Od razu poczułam gorącą wodę, która lekko szczypała moje ciało

Patrzyłam prosto przed siebie nie myśląc o niczym konkretnym, kiedy przed oczami stanął mi Justin. Zamrugałam szybko i obraz się ulotnił. Czemu ja do cholery o nim myślę.

Zamknęłam oczy i znowu go widziałam. Jego włosy w nieładzie, które za każdym razem kiedy go widziałam wyglądały inaczej.

Jego piwne oczy, które jestem pewna, że były zmartwione kiedy na mnie dzisiaj patrzył. 

Jego usta, które prawie ostatnim razem pocałowałam. 

Jego wyostrzone rysy twarzy. Jego ciało. 

Otworzyłam oczy i odgoniłam od siebie myśli o Justinie. Nie chcę o nim myśleć. On wyraził się jasno. Nie chce mnie.


....


Obudziłam się rano cała oblana potem z przy spieszonym oddechem. Nie wiedziałam czy coś mi się śniło czy coś się stało. 

Wstałam z łóżka i ruszyłam do kuchni w celu napicia się wody. Próbowałam sobie przypomnieć co spowodowało taki stan, ale jedynie co wymyśliłam to głód. 

Tak naprawdę nie czułam ogromnej potrzeby wzięcia czegoś, ale i tak postanowiłam to zrobić.
Niestety nie spodziewałam się, że zastanę pusty woreczek. Nie mam już nic. Nie mam za co kupić. I teraz naprawdę czułam głód.

Zaczęłam rzucać wszystkim co mi wpadło w ręce, krzycząc przy tym, kiedy zadzwonił mój telefon.

Podeszłam do niego i szybko odebrałam nie patrząc kto dzwoni.

- Halo? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. 

- Cześć Vivien, tu Justin. - czego on ode mnie do cholery chce.

- Po co dzwonisz? - i skąd masz mój numer, dodałam w myślach.

- Chciałem.. - nie dałam mu dokończyć, bo rzuciłam telefonem w ścianę. Brawo Vivien, teraz nie masz też telefonu.

Minęło jakieś pół godziny, a ja zamiast się uspokoić byłam bardziej wściekła i agresywna. Rozwalałam wszystko i nie przejmowałam się nawet tym jak bardzo bolało mnie żebro.

Właśnie byłam w zamiarze rzucenia stołkiem w okno, kiedy ktoś przytrzymał mi ręce od tyłu. 

Wypuściłam stołek, a osoba za mną mocno i zdecydowanie tuliła mnie przytrzymując ręce. 
Muszę pamiętać, aby zamykać drzwi na klucz.

Odwróciłam głowę. Justin.

- Puść mnie! - wykrzyknęłam, próbując mu się wyrwać.

- Shh, uspokój się. - on za to był opanowany. - powiesz mi czemu demolujesz swój dom?

- To nie jest mój dom, nigdy nie miałam domu! - dalej krzyczałam, nie panując nad tym co mówię.

- To czemu demolujesz to miejsce? - ten dupek dalej był spokojny.

- I tak mnie stąd wyrzucą! - to dziwne, ale coraz mniej się wyrywałam. 

Chłopak usiadł na podłodze dalej mnie trzymając. Usiadłam miedzy jego nogami wciąż tyłem a brunet zaczął mną lekko kołysać.

Uspokajałam się. Naprawdę mi to pomagało.

- O czym mówisz? - spytał uwalniając moją jedną rękę i splatając razem swoje palce z moimi.

- Dostałam wypowiedzenie za nie płacenie czynszu. - nie wiem po co mu to mówię, ale czuję że muszę.

Nie odpowiedział, oparł swoją głowę o moje ramię. 

- Dlaczego bierzesz narkotyki? - zapytał a ja na szyi poczułam jego oddech a przez moje ciało przeszedł dreszcz, jak wtedy kiedy dotykał mojego brzucha.

- Bo żyję. 

- Co masz na myśli? - podniósł głowę i na mnie spojrzał.

- Przez życie. Skąd masz mój numer? - zmieniłam temat. Wiem, że brzmię żałośnie, ale za dużo mojego prywatnego życia jak narazie.

- Jak się poznaliśmy, zostawiłaś telefon w pubie pamiętasz? Wykorzystałem to żeby wziąć twój numer. - uśmiechnął się.

- Po co Ci numer do ćpunki? - odwróciłam się trochę nie rozplatając naszych palów, tak że teraz siedziałam bokiem.

- Nie mów tak o sobie. - puścił moją dłoń.

Chciałam wstać i usiąść dalej od niego, ale przytrzymał mnie odwracając w swoją stronę i kładąc dłoń na mojej szyi, kciukiem gładząc szczękę i siny policzek. Przybliżył do mnie głowę i oparł swoje czoło o moje. Oddychał ciężej, tak samo jak ja. 

Zamknęłam oczy i czekałam na to co wydarzy się zaraz. Odsunął czoło od mojego, wciąż gładząc mój policzek. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego usta, po czym oblizałam swoje.

Justin to zauważył a następnie przybliżył usta do moich. Nie pocałował mnie, po prostu ledwo odczuwalnie trzymał je przy moich. Mogłam poczuć jego oddech, mogłam poczuć jak nasze usta się prawie stykają. 

Wystarczył milimetr żebyśmy się pocałowali, ale nie spodziewałam się tego co się stanie.

- Nie mogę. - szepnął mi w usta tak, że poczułam jak dotykał ich lekko, po czym się odsunął i pocałował mnie w czoło.

Wstał, nie patrząc w moją stronę i wyszedł. 

Zamknęłam oczy i położyłam się na plecach na podłodze.


~~11 lat wcześniej~~ Vivien w wieku 6 lat.

Siedzę w moim pokoju z innymi dziewczynkami. Są starsze ode mnie i mnie nie lubią. Śmieją się często z moich ubrań i włosów. Śmieją się, że nie umiem ładnie ich upiąć. Śmieją się też z tego z nie umiem wiązać sznurówek.

Chce mi się płakać bo one zabrały mi misia. Mojego ulubionego. Tylko jego mam.

- Vivien patrz. - woła Amelia i podnosi w górę misia.

Mój miś nie ma oczka i wystaje mu z brzuszka wata. Zabiły go.

Nie odzywam się, jest mi przykro i czuję, że lecą mi łzy.

- Och, przepraszam, płaczesz przeze mnie? - podchodzi do mnie i głaszcze po głowie.

- Zabiłaś mi misia. - mówię przez łzy a ona i reszta dziewczynek śmieją się głośno.

Dlaczego ich to bawi? Ja im nie zepsułam nic.

Po chwili drzwi do pokoju się otwierają i w progu staje Chris i jeszcze jeden chłopak. Oni są jeszcze starsi od Amelii.

Nie lubię ich, ale oni mówią że lubią mnie.

- Viviene, Marie Cię woła. - uśmiecham się słysząc jej imię i zapominam o misiu.

Wstaję i szybko biegnę do drzwi, ale kiedy chcę przez nie wyjść zatrzymuje mnie Chris.

- Odprowadzę Cię. - łapie mnie za rączkę i wyprowadza z pokoju.

Ale nie skręcamy w korytarz prowadzący do Marie. Idziemy w całkiem inną stroną.

~~~~


Szybko się podniosłam i odpędziłam wspomnienia, które niespodziewane pojawiły się w mojej głowie.

Zobaczyłam w oddali rozwalony telefon. Podeszłam do niego i podniosłam części. O dziwo nie pękł. Wypadła jedynie bateria, którą włożyłam na swoje miejsce.

Po włączeniu telefonu miałam jedną nie odebraną wiadomość. Otworzyłam ją, ale nie spodziewałam się treści.

OD: Nieznany.
Naprawdę chciałem Cię pocałować. J.



_______________________________________________


Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że następny będzie dużo lepszy.
Co myślicie?






2 komentarze:

  1. Nie masz z czego być niezadowolona, ale skoro następny ma być lepszy, to chyba nie będę nawet spała do czasu aż go opublikujesz. Uwielbiam to! :) @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo Kochana, dla takich słów aż przyjemniej się pisze ;)

      Usuń

Zabraniam kopiowania treści bloga!