niedziela, 26 października 2014

7. To nie koniec, dziwko.

W przypadku pytań zapraszam:

_____________________________________________________



To ciekawe, że kiedy byłam z Justinem mój głód chował się gdzieś głęboko, a ja skupiałam się na tym co on ma do powiedzenia, czy też jakie ruchy wykonuje. Jestem prawie pewna, że ta przelotno -sponatniczna znajomość skończy się szybciej niż się zaczęła, a ja niestety nie wiem czy tego chciałam czy też nie.

Im więcej o tym myślałam, tym bardziej w myśli wchodziły mi dragi. Z jednej strony wiedziałam, że on jest osobą dzięki której zapominam i nie biorę, a z drugiej jak o tym myślałam czułam się niespokojna.

Justin od niezręcznego momentu, kiedy schował tą karteczkę do kieszeni zerkał na mnie co jakiś czas i krzywo się uśmiechał, zupełnie tak jak by robił to na siłę. Nie odzywaliśmy się, tylko jedliśmy nasze dania w ciszy.

Denerwowałam się, a moje myśli zbiegły na całkiem inny plan. Odłożyłam widelec i położyłam dłonie na kolanach, które zaczęły się za bardzo pocić. Zaczęłam wdychać nierówno powietrze i ciężej je wydychać i Justin chyba to zauważył. A może to że zaczęłam się wiercić jak dziecko po torbie słodyczy.

- W porządku? - zapytał spoglądając na mnie.

- Nie. - wstałam i zabrałam rzeczy, kierując się do wyjścia.

Najgorsze jest to, że człowiek na głodzie nie kontroluje tego co mówi ani co robi. Nie chcę żeby szatyn mnie taką zobaczył, mimo iż raz już miał do czynienia ze mną w takim stanie.

Zaczęłam szybko stawiać kroki na moje nie szczęście pod wiatr, który owiewał moją twarz i co jakiś czas ciężko mi było iść dalej. Przysięgam jak zacznie padać, będę w 100% pewna że ktoś się na mnie mści.

- Vivien! - usłyszałam za plecami i przyspieszyłam. - Vivien! - coraz bardziej docierał do mnie głos chłopaka, aż nagle poczułam szarpnięcie za ramię. - Co się stało?

- Nic! - próbowałam się wyrwać, na marne.

- Chodzi o ten głupi numer? - zmarszczył brwi.

- Co? Jaki numer? - o co mu do cholery chodzi.

- Tej laski, Mandy. - ach, tak. On myśli, że wybiegłam przez nią. Super, Vivien ma cię za zazdrosną nastolatkę.

- Nie obchodzi mnie to, puść mnie! - wyrwałam się, i odwróciłam, ale zaraz wpadłam na pewien pomysł. - Um, Justin? - czemu ja wcześniej o tym nie pomyślałam. Skinął głową, abym kontynuowała. - Czy.. wiem, że nie znamy się długo, ale czy mógłbyś pożyczyć mi 50 dolarów. Oddam co do centa.

Przez chwilę na mnie patrzył jak na idiotkę, ale w końcu chyba sobie przypomniał, że wypadałoby odpowiedzieć.

- Na co potrzebujesz? - uniósł brwi.

- Um.. chciałam.. muszę komuś oddać. - momentalnie skarciłam się w myślach. Jestem idiotką.

- Pożyczasz od kogoś, żeby oddać komuś innemu, ale dalej być w długach? Gdzie tu logika? - zaśmiał się.

- Zapomnij. - znów się odwróciłam, ale zatrzymał mnie jego głos.

- Nie masz na ćpanie? - zatkało mnie. Co miałam odpowiedzieć? 

Milczałam chwilę, ale on najwyraźniej nie miał zamiaru milczeć ze mną.

- Odpowiedz!

- Tak. - nie ma sensu kłamać, przecież on wie. Widział jak wciągam.

- Nie dam Ci. Wiesz, że niszczysz sobie życie? - co ty nie powiesz Sherlocku.

- Już jest zniszczone, nie musisz mnie umoralniać. Nie wiesz z czym się borykam codziennie, nie wiesz co przeżyłam i nie wiesz nic o mnie! - wow, to chyba najdłuższe zdanie jakie do niego powiedziałam.

- Może dlatego, że nie dajesz mi się dowiedzieć? - zapytał z ironią.

- Nie twoja sprawa. - syknęłam z jadem w głosie.

- Myślałaś o odwyku? - on chyba żartuje.

- Co? Nie potrzebuje przebywać z debilami w jakimś zasranym, zamkniętym psychiatryku. - tak właśnie widziałam odwyk. - sama sobie radzę. - tak myślę.

- Właśnie widzę. 

Całą drogę do domu szłam przodem i się nie odzywałam. Justin szedł tuż za mną, nawet nie wiem po co.

Wchodząc do domu nawet nie zamknęłam drzwi, wiedziałam że i tak on tu wejdzie.
Zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki i kąty, w których mogłabym znaleźć dragi, albo chociaż jakieś pieniądze.

Na marne, znalazłam tylko puste woreczki.

Zdenerwowana usiadłam na kanapie i złapałam się za głowę kiwając się przy tym.

- Jak długo bierzesz? - chłopak usiadł obok mnie.

- Jakieś dwa lata. - szepnęłam.

- Nie chcesz z tym skończyć? - zdziwił się.

- Nie. - szepnęłam.

- Jak to nie? Co za bzdury. - podniósł się z kanapy.

Wstałam za nim i zmroziłam go wzrokiem.

- Nic o tym nie wiesz, czemu wpieprzasz się w moje życie? Czego ode mnie chcesz? - krzyknęłam.

- Teraz? - przybliżył się do mnie. - Teraz chce Cię pocałować! - przybliżył twarz do mojej.

- Więc to zrób. - mówiąc to patrzyłam na jego usta.

- Nie. - odsunął się i z powrotem usiadł na kanapie. Który to już raz mnie odrzuca?

- Czemu to robisz? - stałam do niego nadal tyłem. - Czemu dajesz mi sprzeczne sygnały? Czemu?

- Dzięki za miłe popołudnie, chyba. - podszedł do mnie jak by chciał się pożegnać, ale zwątpił i opuścił mieszkanie.

Nie wiem o co mu chodzi. Nie wiem czego on chce. Co za pokręcony facet. Najgorsze jest to, że ja nie wiem czemu dalej spotykam się z nim. Nie spotykasz idiotko, to on Cię nachodzi. Racja.

Nie mogłam zasnąć, nie mogłam się skupić. Wierciłam się i chciałam tylko jednego. Czegoś, czego nie miałam jak zdobyć.
Może faktycznie odwyk jest dobrym pomysłem. Nie mogę do końca życia być ćpunką. A co jeśli to moje powołanie?

Tak, tak miało być.

Leżałam tak, przewracając się z boku na bok, kiedy usłyszałam jak z impetem ktoś otwiera drzwi i wchodzi do pokoju.

Nie zdążyłam nawet wstać z łóżka kiedy ktoś przycisnął moje ciało do materaca. Dan.

- Cześć kochanie. - zaśmiał się i pomachał mi przed oczami strzykawką. Nie, nie poddaj się Vivien. - Chcesz?

Walczyłam ze sobą, tak bardzo jak mój umysł chciał odmówić tak samo mój organizm chciał to przyjąć.

Nie odzywałam się a on wziął to chyba za potwierdzenie, gdyż chwilę później poczułam ukłucie w żyle. Nie minęło dużo czasu żebym poczuła ulgę, odprężenie i spokój. Tak to właśnie tego mi było trzeba. Tylko dlaczego czułam się tak sennie, tak nie obecnie i tak lekko? 

Zanim odpłynęłam udało mi się tylko zobaczyć jak Dan mnie rozbiera i szepcze do ucha:

- Odbieram dług. 

....


Nie wiem ile spałam, ale o dziwo po przebudzeniu nie czułam głodu. Czułam się pod tym względem zaspokojona i z ulgą mogłam powiedzieć, że to co brałam poprzedniego dnia dało mi kopa i chcę więcej.

Tylko coś mi nie grało. Skąd wzięłam, za co zapłaciłam i od kogo.

Odkryłam kołdrę i wspomnienia wróciły niczym dynamit. Uderzyły we mnie z taką siłą, że szybkim tempem zsunęłam się z łóżka i pobiegałam do toalety, zwracając zawartość żołądka. Nie było tego wiele, dlatego zdarłam sobie gardło, które piekło okropnie.

Byłam naga, pamiętam Dana jak mnie rozbierał i jak wstrzyknął mi narkotyk w żyłę. Tylko to nie był zwykły narkotyk. Jestem pewna, że ten był zmieszany z jakimś proszkiem nasennym, albo innym gównem.

Musiałam zmyć ten syf z siebie, dlatego odkręciłam wodę w wannie i czekałam aż się napełni. 

W między czasie zaczęłam się zastanawiać co się stało z Danem. Nigdy taki nie był. Praktycznie od początku od niego mam dragi i bywało tak, że nie płaciłam i nawet głosu na mnie nie podniósł. 
Czemu więc teraz mnie.. gwałci.

Dopiero wtedy doszło do mnie, że to najzwyczajniejszy w świecie, karalny gwałt. I czemu znowu przyszedł skoro już odebrał ode mnie dług wczoraj.

Weszłam do wanny i dopiero poczułam ból między nogami. Nie wiedziałam co jest gorsze. Świadomość że zostało się zgwałconym, ale nic z tego nie pamiętać. Czy pamiętać gwałt, ale nie dopuszczać tego do umysłu.

Przeleżałam w wannie ok 2 godziny, po czym wykonałam wszystkie podstawowe czynności, ani razu nie patrząc w lustro.

Weszłam do pokoju i od razu w oczy rzuciła mi się kartka na stole. Podeszłam do niej i przeczytałam jej treść.
''To nie koniec, dziwko.''

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie przestraszyło mnie to, że Dan może zrobić to ponownie. Że może mnie zgwałcić, albo pobić. Najbardziej bolało mnie to, że nazwał mnie dziwką. Co ze mną nie tak, że przejmuję się akurat najmniej istotną rzeczą?

Zgniotłam kartkę w rękach i odrzuciłam w kąt pokoju.

- Nie jestem dziwką! - super, teraz nawet do siebie zaczynam mówić.

Usłyszałam sygnał wiadomości w komórce, więc skierowałam się w stronę, w której słyszałam dźwięk.
Odblokowując urządzenie od razu przeczytałam SMS.

OD: Nieznany. 
Mogę przyjść? J.

Justin? To on? co on ode mnie chce. Bałam się, że znowu będzie mi mącił w głowie.
Mimo wszystko zapisałam jego numer i odpisałam:

DO: Justin.
Jak chcesz.

Nie zdążyłam nawet odłożyć telefonu, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi i skierowałam się w stronę wejścia.

Otworzyłam i moim oczom ukazał się Justin.

- Pisałeś do mnie kiedy stałeś pod drzwiami? - zapytałam, wpuszczając go do środka.

- Tak. 

- Więc po co przyszedłeś? - chciałam odejść do pokoju, ale zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku.

- Po to. - powiedział i przybliżył mnie do siebie, obejmując w talii, popychając lekko na ścianę i złączając nasze usta.



________________________________

Rozdział wyszedł znacznie krótszy, niż poprzednie, ale nie chciałam nic dodawać, bo wymyśliłam sobie, że tak właśnie się skończy. ;)
Co sądzicie? Bo mi się wydaje, że nie wyszedł najlepiej.






2 komentarze:

  1. Wcale nie jest zły! No i kończy się w idealnym, strasznie intrygującym miejscu. Czuję, że w następnym chyba będzie się działo^^ @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie tak chciałam żeby się skończył ;)

    OdpowiedzUsuń

Zabraniam kopiowania treści bloga!