sobota, 4 kwietnia 2015

16. A co jeśli Ci się odwdzięczę?

W przypadku pytań bądź niejasności, zapraszam:

Jeśli ktoś to czyta to czy może zostawić chociaż w komentarzu kropkę? Bo nie mam pojęcia czy to opowiadanie ma czytelników ;) Wystarczy tylko kropka, żebym wiedziała;)
_______________________________________________________________________________


Justin po późnym obiedzie jak to powiedział, zaproponował spacer. Odmówiłam. Bardzo chciałam gdzieś pójść z nim, czuć się bezpiecznie, ale brak prochów w moim organizmie coraz bardziej dawał o sobie znać. Dobrze znałam skutki odstawienia dragów. 

Skutki uboczne. Kiedyś jak nie miałam, a jeszcze wtedy dobry Dan - chociaż dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że od zawsze był idiotą i tyranem - nie chciał mi dać ''bo nie robię tego co mi karze'' - a kazał mi wtedy przespać się z jakimś jego znajomym - miałam przedsmak tego, co miało nastąpić niebawem. 

Na razie pojawiają się zmiany nastroju, pot i przyspieszony oddech, ale niedługo czekało mnie coś znacznie gorszego.

Wymioty, biegunka, zmiany temperatur, drżenie ciała, złość, agresja, ból. Czekałam na to i bałam się, ale wystarczyły dwa słowa ''Nie bierz'', żebym zdeterminowała się do tego. 

Być może zrobiłabym to już przedtem, ale nie miałam motywacji. Nikt mi nie powiedział nigdy, nie poprosił żebym nie  brała. Byłam obojętna dla wszystkich, więc i dla siebie.

Teraz tego chciałam jak niczego innego. Byłam pewna, że dam radę, ale Justin musiał mi pomóc. 

Siedzieliśmy w salonie na kanapie przed telewizorem. Nie słyszałam słów prezentera w TV, nie słyszałam jeżdżących samochodów na ulicy za oknem, nie wiem czy szatyn coś mówił w moją stronę. Słyszałam jedynie głośno i wyraźnie bicie mojego serca. Byłam spocona, było mi duszno i miałam sucho w ustach. Musiałam przed napadami dopiąć wszystko na ostatni guzik.

- Pomożesz mi? - zapytałam patrząc w dal i odklejając przepoconą bluzkę z brzucha, aby po chwili znowu się przykleiła.

- W czym? - spojrzałam w jego stronę na dźwięk jego słów.

- Niedługo się zacznie. - szepnęłam.

- Co się zacznie? O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi.

- Skutki odstawienia. Ja nie wiem czy dam radę. - poczułam jego dłoń na swojej.

- Dasz. Pomogę Ci. - zapewnił.

- Nie, ty nie rozumiesz. To co będzie się działo może Cię przerazić. - wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.

- A co się będzie działo? 

- Będzie źle. Będę krzyczała, biła. Zrobię wszystko dla działki. Będę kłamać, mogę Cię obrażać. Będę tobą manipulować rozumiesz? - zaczęłam szybciej oddychać i podniosłam głos - Nie możesz mnie słuchać! Proszę, ignoruj to wszystko. To nie będę ja. Odmawiaj mi wszystkiego i proszę nie odchodź! To potrwa kilka dni, boje się że się przerazisz i uciekniesz a wtedy ja przepadnę, wyjdę i znajdę sposób na zdobycie prochów, ja zrobię wszystko, będę zdolna do wszyst...

- Hej, hej spokojnie, popatrz na mnie! - Justin przerwał mój napad histerii i łapiąc za mój podbródek, odwrócił twarz w swoją stronę. 

Czułam łzy na policzkach. Łzy, gorące łzy. Ja przestałam już płakać. Kilka lat nie płakałam, wyłączyłam emocje i znosiłam wszystko w bólu, ale bez łez.

A teraz, wszystko przepadło. Płakałam nie zdając sobie z tego nawet sprawy. To wszystko przez brak. To przez głód.

- Dasz radę, rozumiesz? Po prostu... musisz w to uwierzyć. - popatrzył i uniósł jeden kącik ust w uśmiechu.

Szatyn wziął moją twarz w dłonie i kciukami starł łzy. Zamknęłam oczy na ten gest i wzięłam głęboki oddech. Po chwili poczułam jego usta na czole, które zatrzymały się w tym miejscu chwilę dłużej. 

Kiedy się odsunął otworzyłam oczy i od razu spotkałam się z jego spojrzeniem. Wciąż trzymał dłonie na mojej twarzy i wciąż gładził policzki kciukami.

- Będzie dobrze. - szepnął prawie niesłyszalnie.

- Musisz przeszukać dom. - udało mi się wypowiedzieć.

- Co? - odsunął się aby lepiej mi się przyjrzeć. Wyglądał na zdezorientowanego.

- Musisz przeszukać dom. Nie wiem.. - powtórzyłam i wzięłam głęboki oddech - Nie pamiętam czy nie pochowałam czegoś. Nie wiem czy coś jeszcze mam. Ja, nie pamiętam.

Tak to była prawda. To już się działo. Wariowałam i traciłam chwilową pamięć. Nie pamiętałam, czy pochowałam gdzieś dragi, czy ich nie miałam. Ale musiałam mieć pewność.

Justin wyglądał na przerażonego, ale wydawało mi się że rozumiał. Znów szybko musnął ustami moje czoło, po czym wstał.

- Okej, zobaczę czy czegoś nie pochowałaś. Potem muszę jechać na chwilę do domu, wezmę też ubranie na zmianę, w porządku?

Byłam przestraszona kiedy wspomniał, że mnie zostawi, ale też nie mogłam wymagać żeby został bo się boję. Wierzyłam, że wróci. Musiałam tylko wytrzymać ten czas kiedy go nie będzie.

Skinęłam głową i spojrzałam w bok.

- Weź kąpiel a ja się rozejrzę. - uśmiechnął się i zniknął w kuchni.

Po wykąpaniu się zostałam w łazience nieco dłużej. Zaczynałam wariować. Czekałam sama nie wiedząc na co, zastanawiałam się nad swoim życiem, ale w głowie miałam pusto. Chciało mi się pić i czułam, że wyschły mi usta. Było mi zimno, telepałam się, a zaraz potem było mi gorąco a pot lał mi się po plecach. 

Nie słyszałam nikogo za drzwiami i nie wiedziałam czy powinnam. Zapomniałam. Byłam głodna, chciałam coś wziąć.

Po około 15 minutach łazienka wyglądała jak po napadzie. Sprawdziłam wszystkie szafki, wszystkie kąty. Wszędzie, gdzie się dało, ale nic nie znalazłam. 

Udałam się do sypialni i skuliłam za łóżkiem, kiwając w przód i tył. Straciłam rachubę czasu. Zapomniałam gdzie jestem a w głowie słyszałam szum. Zakryłam dłońmi uszy, zamknęłam oczy i powtarzałam w kółko, żeby już się skończyło.

Nie wiem ile czasu minęło. Wiem tylko, że nie zmieniłam od tego czasu swojej pozycji, ani nie przestałam mówić. Było mi na zmianę gorąco i zimno. Ciało oblepione potem, przez które przechodziły dreszcze.

Czując czyjeś dłonie odciągające od moje od uszu, otworzyłam oczy. Justin. Przyszedł.

- W porządku? - zapytał, pomagając mi wstać.

- Nie. - chciałam go okłamać, powiedzieć że tak, ale nawet nie wiem w którym momencie słowa same wyszły z moich ust.

Posadził mnie na łóżku, odciągając kołdrę tak, abym mogła pod nią wejść. Czyli chce żebym spała?
Czy ja mogę spać? Czy zasnę?

- Masz, ubierz to. - rzucił jakąś koszulką w moją stronę, którą musiał wyjąć z szuflady, choć nawet nie wiem kiedy. - Ja w tym czasie przyniosę Ci wodę.

Wyszedł, a ja wzięłam koszulkę w ręce i rzuciłam nią z okrzykiem w drzwi.

- Co do chu... - usłyszałam jego głos, ale nie wiem co się stało. Nie obchodziło mnie to.

Wstałam i z każdej poduszki na łóżku jak najszybciej ściągałam poszewki, następnie prześcieradło. Odrzuciłam koc i kołdrę, zdjęłam materac z łóżka warcząc i się wściekając. Nic nie znalazłam, znowu.

Zaczęłam się rozglądać po możliwych miejscach, ale swój wzrok zawiesiłam na Justinie, który stał oparty o framugę drzwi z założonymi rękami na piersi, patrząc wprost na mnie.

Niespiesznie zaczęłam do niego podchodzić. Kiedy byłam już na tyle blisko żeby go dotknąć, wyciągnęłam rękę i położyłam na jego policzku, patrząc czuje wprost w jego oczy.

- Proszę. - zaskomlałam. - Tylko jedna działka. Przecież nie można odstawić na raz wszystkiego. Trzeba to zrobić stopniowo. Jedna działka i będę grzeczną dziewczynką. - pocałowałam go lekko w policzek.

- Nie. - nie wzruszyła go moja przemowa. Dalej stał w takiej samej pozycji.

- A co jeśli ci się odwdzięczę? - ściszyłam głos i pocałowałam go szczękę a potem w szyję.

Nie wiedziałam co mówię, nie byłam sobą a jak już mówiłam zrobiłabym wszystko dla działki. 

Złapał mnie za ramiona i lekko przestawił na bok. Zaczął sprzątać to co zrobiłam z łóżkiem. 

- Nie mam dragów i za nic mi się nie będziesz odwdzięczać. Nie będziesz też odstawiać stopniowo, bo to gówno prawda a ty najlepiej o tym wiesz. Teraz podejdź tutaj i pomóż mi doprowadzić łóżko do normalnego stanu.

Wściekłość jaka mnie ogarnęła była nie do opisania. Byłam trochę zszokowana tym co powiedział. Podważył moje słowa, do tego zaczął mi rozkazywać. W tamtym momencie czułam tylko złość i nienawiść.

- Spierdalaj z tego domu! - krzyknęłam kopiąc w poduszkę, która leżała obok moich stóp.

- Uspokój się. - nawet na mnie nie spojrzał. Jego głos się nie zmienił, mówił normalnie jakbym właśnie go nie wyrzuciła z domu.

- Głuchy jesteś? Nie potrzebuje Cię, możesz sobie iść! - podeszłam bliżej niego.

- To ten etap w którym mnie nienawidzisz? - czy mi się wydawało czy on się zaśmiał? - Nie wiesz co mówisz.

Nie wytrzymałam i podeszłam uderzając go raz za razem pięściami w plecy, dopóki się nie odwrócił w moją stronę.

Złapał mnie za nadgarstki i ścisnął. Byłam w takiej furii, że nawet nie byłam w stanie stwierdzić jaki miał wyraz twarzy.

- Teraz się uspokoisz, wypijesz wodę i spróbujesz zasnąć. Jasne?

Nie odpowiedziałam. Wyrwałam się i biegiem ruszyłam do kuchni. Słyszałam tylko, że za mną idzie.
Dogonił mnie i złapał w pasie a ja niekontrolowanie wydałam z siebie pisk. Podniósł mnie i zaniósł do sypialni. 

Posadził na łóżku podając mi koszulkę, którą wcześniej rzuciłam w niego.

- Wiesz co masz zrobić. - położył mi na kolanach i wyszedł z pokoju.

Z wściekłości zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania zostając tylko w bieliźnie. Nie wiem czy chciałam coś udowodnić, czy mu się postawić, ale jak tylko wszedł ponownie i mnie zobaczył, stanął w progu nerwowo przełykając ślinę.

Zaczęłam się śmiać. Sama nie wiedziałam czemu, ale śmiałam się jak nigdy i nie mogłam przestać. Ja się nigdy tak nie śmiałam.

- Co Cię tak bawi Vivien? - Justin też się zaśmiał.

- Życie. - odpowiedziałam między napadami śmiechu, a następnie mina mi zrzedła i zachciało mi się płakać. Autentycznie miałam ochotę wyć jak dziecko.

- Boże, co się ze mną dzieje. - wymamrotałam, czując pot na plecach.

- Poradzimy sobie. Pij. - szatyn podał mi szklankę, którą wypiłam za jednym razem i mu ją oddałam.
Odstawił naczynie na nocny stolik, wziął z podłogi kołdrę, która jako jedyna jeszcze tam leżała i rozłożył na łóżku.

Ostrożnie się położyłam czując na sobie pościel. Poczułam jeszcze usta na czole a potem już tylko oddalające się kroki.

To mnie przestraszyło tak bardzo, że od razu podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Nie zostawiaj mnie, proszę. - rozpaczliwie powiedziałam.

Widziałam jak chłopak patrzy na mnie współczującymi oczami i zaczyna podchodzić.

- Zostanę z tobą, spróbuj zasnąć. - przysunął krzesło pod łóżko i złapał mnie za rękę. Położyłam się przodem do niego i zamknęłam oczy, czując jak splata swoje palce z moimi.


Obudziłam się zlana potem z włosami przyklejonymi do twarzy. Obróciłam głowę w bok patrząc na Justina, który siedział na krześle, głowę opierając na łóżku, tuż obok mnie. Spał spokojnie. Też chciałam przespać całą noc., spokojnie.

Ale co do tego miałam chyba pecha. Albo byłam pobita i obolała, albo byłam załamana moim życiem, albo naćpana. Teraz byłam czysta i czułam się najgorzej.

Próbowałam wstać z łóżka, ale byłam tak zaplątana w prześcieradło, że dodatkowo mnie to zdenerwowało. Zaczęłam klnąc pod nosem i szarpać się z materiałem, który w żaden sposób ze mną nie współpracował.

- Kurwa! - krzyknęłam, rzucając poduszką przez sypialnie. 

- Co się stało? - Justin uniósł głowę, patrząc na mnie zdezorientowany.

Nie odpowiedziałam, tylko znowu zaczęłam się szarpać z pościelą warcząc, mając coraz mniej siły. Chciało mi się płakać, wrzeszczeć, bić. Chciało mi się palić, pić i wciągać. 

- Poczekaj, pomogę Ci. - szatyn wstał, okrążając łóżko i pomagając mi odwinąć się z tej przeklętej pościeli. - Już. Coś Ci przynieść? - odgarnął mi włosy z twarzy.

- Do kibla też za mną pójdziesz? - warknęłam na niego. Mój oddech był przyspieszony, wszystko się do mnie kleiło i byłam pewna, że jeśli za chwilę nie znajdę się w łazience to wysikam się w pokoju.

Minęłam Justina, kierując się do łazienki, zahaczając o kuchnie. Przeszukałam szuflady i znalazłam to co chciałam. Papierosy. Chociaż ich nie pochował. Po załatwieniu się, nie spodziewanie zrobiło mi się niedobrze. Upadłam na kolana wymiotując wszystko co znajdowało się w moim żołądku.

Po około 20 minutach nie miałam już czym wymiotować, więc wstałam i wytarłam usta. Odpaliłam papierosa i się mocno zaciągnęłam.

Przetrzymałam dym w płucach trochę dłużej mając nadzieję, że to ukoi trochę mój ból. Po chwili go wypuściłam, zaciągając się drugi raz.

Kierując się do wyjścia z łazienki mimowolnie spojrzałam w stronę lustra. Zawsze patrząc w nie, przypominałam sobie dlaczego tak bardzo nienawidzę w nie patrzeć. Nienawidzę wraka dziewczyny, która się w nim odbija. Wszystkiego w niej nienawidzę. Przystanęłam i się sobie przyjrzałam, jeszcze zachłanniej paląc papierosa. 

Na mojej twarzy w dalszym ciągu można było zobaczyć ślady pobicia. Już nie tak wyraźne, ale jednak było widać. Usta miałam spuchnięte i popękane. Policzki zapadnięte, włosy mokre poprzyklejane do bladej twarzy. Nie byłam w stanie spojrzeć w dół oglądając dokładniej swoje ciało. 

Nie miałam ochoty już w ogóle patrzeć na siebie. Wybiegając z łazienki wpadłam prosto w Justina.

- Długo Cię nie było. - szepnął, łapiąc mnie za biodra.

- Nie kontroluj mnie! - Odtrącając jego ręce, ponownie się zaciągnęłam. Dmuchnęłam mu w twarz dymem, kiedy po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie wiedziałam już czy jest mi zimno, czy gorąco.

Wyminęłam go przechodząc do kuchni, rzucając niedopałek do zlewu. Słyszałam, że za mną idzie, co tylko jeszcze bardziej mnie pobudziło i wkurzyło.

- Przestań za mną łazić! Przestań mnie sprawdzać! Przestań mnie niańczyć! Przestań oddychać przy mnie! Idź sobie, doprowadzasz mnie do szaleństwa! - wrzeszczałam na niego kipiąc ze złości.

- Ty mnie też. - odparł normalnym tonem, podnosząc przy tym pieprzony kącik ust. 

Miałam wrażenie, że jego ta cała sytuacja bawiła.

- Bawi Cię to!? Jesteś popieprzony. - wymijając go, rzuciłam mu zniesmaczone spojrzenie. Teraz jeszcze bardziej byłam na głodzie. Zrobił to celowo.

- Dobrze wiesz, że mnie też nie jest łatwo. Ani trochę mnie to nie bawi! Chciałem rozładować sytuację byś przez chwilę przestała myśleć, żebyś skupiła się na czymś innym. Przejdziesz przez to, zaufaj mi. - zbliżył się i pogłaskał mnie po policzku.

Nie wierzyłam, w tamtym momencie byłam zła, wstrętna i sfrustrowana.

Nie odpowiadając znów znalazłam się w łóżku. Ułożyłam się tyłem do szatyna. Słyszałam jak przechadzał się po sypialni, po chwili siadając na tym samym krześle co wcześniej.

Długo nie mogłam spać, przewracałam się z boku na bok, ale nie robiłam już żadnych awantur, ani się nie wściekałam.



_________________________________________________________

Hej, nie będę się tłumaczyć, bo wytłumaczenia nie ma. Po protu nie miałam weny by coś napisać, W planach miałam inny przebieg akcji, ale w trakcie pisania wyszło to. Nie wiem czy się łączy czy za bardzo nie odbiegłam od tematu. W każdym razie byłabym wdzięczna jakbyście mi powiedzieli co sądzicie? Czy nie zawaliłam ;D
W każdym razie nabrałam ochoty na pisanie, ale mam do ugotowania i zrobienia kilka potraw, więc nie wiem jak wyjdzie ;)
Wesołych świąt w takim razie ;)


2 komentarze:

  1. Hejka! Jak zwykle ja :) Wcale nie wydaje mi się żebyś zawaliła ten rozdział. Ma w sobie tyle emocji. Szkoda, że tak długo nie było, no ale już jesteś więc wszystko w porządku :) @newyorkismy

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie. Mam nadzieje że rozdział szybko sie pojawi :)

    OdpowiedzUsuń

Zabraniam kopiowania treści bloga!